poniedziałek, 1 grudnia 2014

Adios!

No i nastał ten czas, kiedy wybila godzina zero w dniu kiedy obiecałam.

nie będziemy się ckliwie żegnać, bo tak naprawdę się nie żegnamy. Tylko przenosimy.
Mam nadzieję, że odświeżony MorrineLand spodoba Wam się tak, jak mi się podoba i że jeszcze trochę ze mną pobędziecie.

Dlatego od dziś zapraszam na:


Buziaki i do zobaczenia!
Read More

poniedziałek, 10 listopada 2014

Pożegnania nastał czas.

Hej.
Koniec.
Ten blog już nie będzie aktywny.
Zmieniłam trochę formę, trochę tematykę. Jeszcze chwila jeszcze momencik i zaproszę was do nowej krainy. W sumie to mam ochotę zrobić to już. Ale jeszcze się wstrzymam. Potrzymam was w lekkiej niepewności.

Read More

niedziela, 9 listopada 2014

Tyle wolnego! Tyle wygrać!

Korzystając z dłuższego weekendu, który w sumie wyszedł mi przez przypadek "bo wszyscy brali wolne" postanowiłam zrobić coś produktywnego. No trochę mi nie wyszło.
Read More

niedziela, 26 października 2014

Cookie Monster

Jak się człowiek rozchoruje, to od razu ma na wszystko czas.
Inaczej. Jak się Małż rozchoruje od razu Małżonka ma na wszystko czas.

I rosół ugotować, i ciasteczka sobie popiec, deser dopieścić.

Ale to tylko chwila. Dwa dni. Jeden Weekend.

Jesteśmy z Małżem na najlepszej drodze do skończenia naszego giga projektu życia. Będę Wam o nim opowiadać, ale to dopiero od grudnia.

Od lutego toczymy wielki bój. Niebawem koniec początku.

Tak, jak zapowiedziałam w poprzednim poście od grudnia nowa odsłona.
Ktoś tu jeszcze zagląda?
Wracajcie!

W międzyczasie, skoro Małż chory chciałam zjeść ciasteczko. Dobrze, że się załapałam.
15 minut przed zrobieniem zdjęcia, był pełen talerz…



Read More

czwartek, 23 października 2014

kolejnych 200 dni.

Kiedy?

Ja się pytam kiedy te dni tak przelatują?

205 dni temu napisałam, że 258 dni temu była ostatnia notka. Dzizuskrajst.

Ja naprawdę nie powiem, bo nie wiem, gdzie, kiedy i jak to przeleciało. Za dużo się dzieje.

A potem tu wchodzę i widzę niedociągnięcia, złe kolory, złą składnię. Nie, nie, nie. Zmieniam, znalazłam lepszy szablon. Taki świeży, taki wow. Ale blogspot odmawia mi współpracy na tym polu. Znajdę rozwiązanie kiedy indziej. Jak znajdę czas na podrapanie się po głowie. W grudniu już się chyba uspokoi.

Mam zły dzień. Poprawię. Grudzień. Niech wystartuje wszystko jeszcze raz w grudniu, ok?

w myśl zasady: "The greatest inspiration is the deadline".
Read More

wtorek, 1 kwietnia 2014

258 dni...

Od ostatniego wpisu na tym blogu minęło dokładnie 258 dni=6192 godzin. 371520 minut.


258 dni podczas których działo się wiele, zmieniło się jeszcze więcej. Nasnułam niezliczone ilości planów, podjęłam nowe projekty, które żyją, ale też przyznaję, że projekt MorrineLand umarł. Do dziś.

Zdążyłam już zapomnieć o frajdzie, którą sprawiało robienie zdjęć zwykłej/niezwykłej jajecznicy, ciast, pieczeni, napojów.... Zapomniałam o tym ile radości czerpię za każdym razem, kiedy zakładam swój fartuch i korzystam z ulubionych narzędzi w kuchni. Do dziś.

Bo dziś, równo w prima aprilis, kolega z pracy zapytał o adres tego bloga, bo słyszał, że go prowadzę. Wstyd przed pokazaniem czegoś, co od prawie roku milczy, spowodował, że ze zwykłego sentymentu przejrzałam całą zawartość.

Dzięki Michał!

Wracam. Dzieńdobrywieczór, cześć! WIOOOOOOOOOSNA!


Read More

środa, 17 lipca 2013

Pogodzenie wilczego głodu cukierniczego i zachowania należytego obwodu w biodrach

Nigdy nie byłam słodką babą. Jeśli już coś przegryzałam, a robiłam to bardzo często, to wolałam słone przekąski, takie jak chipsy, pop corn, orzeszki solone... Do czasu. Do czasu osiągnięcia przeze mnie szczytowej wagi. I dopiero powiedziałam koniec. I jak powiedziałam, tak zrzuciłam już 10 kilo i postaram się, żeby zrzucona opona zimowa nie wróciła.

Wiadomo nie od dziś, że kiedy czegoś nie można robić, to będzie się o tym myślało non stop. To już nie będą myśli. To będzie obsesja. Dlatego kiedy w supermarkecie trafiłam do alejki ze słodkościami musiałam szybko z niej wyjść.

Całe szczęście coś mnie tknęło i trafiłam do działu z gazetami. Wśród nich znalazłam gazetkę z przepisami na potrawy idealnie pasujące do mojej diety, więc szarpnęłam się na 3 zł, otwieram.....a tam ciasto. CIASTO!!!




Składniki:

(na ciasto)
  • 4 łyżki otrębów owsianych
  • 2 łyżki otrębów pszennych
  • 5 jaj (oddzielnie żółtka i białka)
  • 1,5 łyżeczki słodziku w proszku
  • małe opakowanie jogurtu naturalnego
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • kilka kropel aromatu (dowolny, jaki lubicie, ja użyłam migdałowego. bo tylko taki miałam w domu)

(na masę)

  • torebka budyniu malinowego (bez cukru)
  • 400 ml odchudzonego mleka
  • łyżeczka żelatyny
  • pół łyżeczki słodziku w proszku
  • 100 ml wrzątku

Przygotowanie:

1.  Żółtka ucieramy mikserem tak długo, aż zmienią kolor na jaśniejszy. Dodajemy słodzik, jogurt, proszek do pieczeniai kilka kropel aromatu do ciast, chwile miksujemy.

2. Zmiksowane otręby (użyłam w tym celu młynka do kawy) dodajemy do zółtek i chwilę jeszcze miksujemy.

3. W oddzielnej misce ubijamy pianę z białek na sztywno.

4. Białka łączymy delikatnie z masą jajeczno-otrębową.

5. Wszystko przekładamy do formy do pieczenia wyłożonej papierem do pieczenia. Ja użyłam niezbyt długiej keksówki. Pieczemy 30 minut w temperaturze 180 stopni.

6. Teraz zabieramy się za masę budyniową. Żelatynę rozpuszczamy w 100 ml wrzątku.

7. Zagotowujemy około 300 ml mleka, w pozostałej ilości rozprowadzamy budyń ze słodzikiem.

8. Wlewamy mieszankę budyniową do gotującego się mleka i chwilę gotujemy, aby budyń zrobił się gęsty.

9. Podczas mieszania i gęstnienia budyniu dolewamy rozpuszczoną żelatynę.

10. Kiedy ciasto przestygnie przecinamy je na połówki, tak, aby dało się je przełożyć masą budyniową.

11. Ciasto przekładamy masą budyniową pamiętając, że potrzebujemy również masy na wierzch ciasta. Wstawiamy na noc do lodówki i podajemy schłodzone.

12. Podajemy przystrojone odrobiną startej skórki z cytryny.

Gotowe.



Można jeść bez wyrzutów sumienia. Ciasto. Bez wyrzutów sumienia.



Kiedy przecięłam "biszkopt", żeby go przełożyć położyłam jeden płat do tej samej formy w której się piekł, przełożyłam paroma łyżkami masy, położyłam kolejny placek ciasta, a potem po prostu wylałam resztę budyniu. Wszystko to w formie wyłożonej papierem do pieczenia, żeby łatwiej wychodziło z formy. Budyń zostawiony na noc w lodówce zachowa ładną formę.


Read More
Obsługiwane przez usługę Blogger.

© MorrineLand, AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena