Dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze przykładnym studentem mieliśmy zajęcia z fotografii. Zawsze w większym czy mniejszym stopniu interesowało mnie robienie zdjęć, ale te zajęcia były momentem, kiedy po prostu przepadłam, połknęłam bakcyla z całym dobrodziejstwem, a aparatu praktycznie nie wypuszczam z rąk.
Na tych zajęciach właśnie prowadzący powiedział nam bardzo istotną rzecz:
Zapomnijcie o zasadach. Wszystkie genialne zdjęcia powstały często przez przypadek, złamanie reguł i poprzez eksperymenty. Nie ma czegoś takiego jak zakaz robienia zdjęć pod słońce. Jest ciężko, ale jest to wykonalne! Jest tylko jedna reguła od której nie ma wyjątku. Nigdy nie zrobicie dobrego zdjęcia murzyna na śniegu.
Racja. Nie da się. To jest niewykonalne. Albo jest, ale jeszcze nie doszłam do takiego punktu wtajemniczenia w fotografię. Z braku murzyna za modela posłużył mi nasz pies, który wyjątkowo tym razem grzecznie stał, bądź też leżał w bezruchu, co do niego naprawdę jest niepodobne. Trochę zabawy w programie do edycji zdjęć i można popatrzeć na zdjęcie bez zgrzytania zębami.
Koń jaki jest, wszyscy widzą. Efekt eksperymentu był taki, że po prostu nie potrafię zrobić takiego zdjęcia. Albo uwieczniam śliczną fakturę psiego futra na białym płaskim tle, albo ostre jak żyleta płatki śniegu z wielką 50-cio kilogramową czarną plamą. Zdjęcia nie nadają się do żadnej publikacji, ale zamieściłam przykładowe fotografie. Albo zachęci was to do spróbowania, albo wybije pomysł robienia takich zdjęć z głowy.
Znacznie wdzięczniejszymi obiektami do fotografowania są samotne szyszki przyprószone śniegiem, ostatnie owoce, które nie zdążyły spaść z krzewu przed opadami, zamarznięta pajęczyna...
Po takim spacerze grzaniec smakuje jeszcze lepiej!
0 komentarze:
Prześlij komentarz