sobota, 22 czerwca 2013

Bo gonić marzenia to coś fajnego. Nawet kiedy tylko się je goni...

Ci, co czytają tego bloga i Ci, co znają mnie osobiście wiedzą kto jest moim guru kulinarnym... Gordon. Ach ten Gordon, boski Gordon.

Chciałabym kiedyś móc odwiedzić jego restaurację i móc wypróbować wszystkie pozycje z karty menu. Nie mówiąc o spotkaniu. Metallice widziałam, spotkam Gordona i będę przekonana, że wszystko co chciałam w życiu zobaczyć już widziałam.

Jako, że zbieram pieniądze na bardziej potrzebne rzeczy niż wycieczki szlakiem Gordona Ramsaya stwierdziłam, że trzeba wymyślić coś innego niż wycieczkę do Londynu.

Wiecie też, że uwielbiam gotować. Uwielbiam bawić się smakami, kolorami na talerzu, eksperymentować z nowościami, przyprawami... Skoro nikogo jeszcze w całej mojej karierze nie otrułam, steki potrafię zrobić we wszystkich stopniach wysmażenia i odróżniam przegrzebki od krewetki, zakalców nie robię pojawił się pomysł!

Równo 12.05 o godzinie 7.00 stawiłam się w Warszawie na precastingu do Masterchefa.

Od razu powiem, że niestety nic z tego nie wyszło.  Jestem za mało medialna. Usłyszałam, że nie noszę charakterystycznych okularów, nie mam charakterystycznej mowy, gestykulacji. No nic we mnie nie ma ciekawego. Pani z komisji powiedziała mi, że takich dziewczyn jak ja, przynoszących polędwiczki jest mnóstwo.

I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przygotowałam pierś z kaczki, a nie polędwiczki.

Niemniej jednak. Spotkałam wielu fantastycznych ludzi, z którymi nadal utrzymuję kontakt. Wybawiłam się tego dnia za wszystkie czasy... Dlatego pewnie tą konkretną edycję będę oglądać z większym nastawieniem emocjonalnym niż dotychczasowe. A jeśli faktycznie gościem specjalnym tej edycji będzie Gordon Ramsay to zapłaczę się na śmierć, że nie dałam z siebie więcej i nie dostałam się do programu.








Jest jedna osoba, za którą trzymam najmocniej kciuki. Żałuję bardzo, że nie mamy kontaktu, ale zapewniam, że okoliczności w jakich się poznaliśmy były bardzo zabawne. To z pewnością kolega, któremu, gdybym tylko dostała się do programu, pożyczyłabym ryżu, gdyby sam zapomniał wziąć go ze spiżarni. Nie mam pojęcia, czy dostał się do programu, czy nie, ale jeśli się dostał to z samej sympatii życzę mu wygranej. Nawet jeśli przyrządzałby "rozbitków z karaibów" ;)


Read More
Obsługiwane przez usługę Blogger.

© MorrineLand, AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena