czwartek, 28 lutego 2013

Kurczak w panierce

Od czasu kiedy jesteśmy zasypywani artykułami, programami kulinarnymi o różnej tematyce mam wrażenie, że coraz więcej z nas zaczyna świadomie gotować. Zastanawiać się co wkładamy do garnka, jak powstają produkty, ile chemii w sobie maja i tak dalej i tak dalej.

Ale przychodzi taki dzień, kiedy cała nasza wiedza robi sobie wolne, idzie na spacer i pojawia się jedna myśl która nie chce się oderwać: "Musze zjeść coś kompletnie niezdrowego, tłustego, kalorycznego". Bo nikt nie powiedział, ze raz na jakiś czas pompowana buła z kotletem z wołowiny (który prawdopodobnie wołowiny na oczy nie widział) spowoduje totalny rozstrój całego naszego organizmu. Po prostu przychodzi taki moment kiedy chęć sięgnięcia po jedzenie z fast foodów jest przeogromnie silna.



Składniki: (zrobiłam z 10 skrzydełek i na taką ilość mięsa podaję proporcje panierki)
  • 10 sztuk skrzydełek z kurczaka
  • pół szklanki mąki pszennej 
  • dwa jaja
  • pół szklanki bułki tartej
  • ostra papryka
  • sól
  • pieprz
  • olej
  • płatki kukurydziane (szczerze mówiąc nie zastanawiałam się nad ich ilością. pokruszyłam parę garści do miseczki, kiedy zabrakło znów dokruszyłam...)

Przygotowanie
:

1. Zaczynamy od przygotowania kurczaka. Mięso czyścimy i dzielimy każde skrzydełko na 3 części. Najmniejsze zawsze odkładam i robię z nich bulion, który mrożę i wykorzystuję do sosów, zapiekanek... Można też na nich zrobić zupę,w każdym razie do takiego smażenia, jakie dziś będę opisywać średnio się nadają, gdyż mają mało mięsa i robią się po prostu twarde.

2. Kładziemy skrzydełka na desce oprószamy solą, pieprzem, ostrą papryką. Jeśli chcecie osiągnąć naprawdę ostre skrzydełka użyjcie pieprzu cayenne zamiast papryki.

3. W misce mieszamy mąkę z bułką tartą oraz z ostrą papryką. Pół łyżeczki papryki wystarczy.

4. Na głębokim talerzu roztrzepujemy widelcem dwa jajka.

5. Przygotowujemy ostatnią miseczkę w której umieszczamy rozgniecione płatki kukurydziane.

6. Rozgrzewamy olej. Nie ważne czy to we frytownicy, czy rondelku, a nawet patelni. Grunt żeby kurczak po włożeniu był zanurzony w oleju przynajmniej do połowy.

7. Kurczaka panierujemy w następującej kolejności: mąka-jajko-płatki-mąka i od razu wrzucamy na gorący tłuszcz. Jeśli tłuszcz przykrywa kurczaka do połowy pamiętajcie, żeby przewrócić go na drugą stronę.

8. Kiedy panierka osiągnie pożądany kolor kurczak jest gotowy. Nie trwa to długo. Tłuszcz ma na tyle wysoką temperaturę, że kurczak smaży się bardzo szybko. W zależności od tego jak duże są kawałki kurczaka ja smażę je maksymalnie 3-5 minut. Wyjmujemy usmażone porcje za pomocą łyżki cedzakowej na ręcznik papierowy, aby ten wchłonął nadmiar tłuszczu.





Pamiętajcie, żeby kurczak lekko ostygł, bo świeżo wyjęty z oleju jest naprawdę gorący.

Próbowałam też zrobić panierkę bez płatków kukurydzianych. Też wychodzi, ale jest mniej chrupiąca.

No i nie oszukujmy się. Ta panierka nie rozwiązuje zagadki tajemniczych 11 ziół ;) Jest chrupiąca, smaczna, ale nie jest identyczna.
Read More

środa, 27 lutego 2013

Byle do wiosny....

Chcę już wiosnę. Chcę warzywa z własnego ogródka, kiedy ogórek ma smak ogórka, sałata jest świeża i chrupiąca do tego sięgam po nią kiedy chcę. Kiedy rzodkiewka chrupie, pachnie świeżością i piecze w język. Zima i warzywa podczas zimy to dla mnie udręka. Wszystko jest plastikowe, bez smaku, jedynie ładnie kształtnie wygląda...

Jedynym pocieszeniem, ulgą przy czekaniu na świeże warzywa jest sałatka, która zawsze smakuje. Cała tajemnica sałatki tkwi w sosie, do którego odradzam używanie jakichkolwiek zamienników, bo to już nie będzie to...




Składniki:

  • sałata lodowa
  • grapefruit
  • ciemne winogrona (możecie też użyć białych. Ja wybieram ciemne tylko ze względu na kolor, bo wyróżniają się na jasnej sałacie)
  • garść posiekanych orzechów (dowolnych i jakich macie pod ręką. Ja czasem używam włoskich, czasem płatków migdałowych, czasem pistacji...)
  • majonez
  • jogurt naturalny
  • musztarda dijon
  • skórka otarta z cytryny

Przygotowanie:

Specjalnie nie podaję ilości składników, bo tu panuje naprawdę istna dowolność. Jeśli ktoś lubi winogrona nie wahajcie się dodać ich więcej, czy mniej, tyle ile lubicie. Jeśli wolicie więcej sałaty, mniej dodatków to wkrójcie cała sałatę lodową. Albo i dwie. Na zdrowie. Ja na pół małej główki sałaty wkroiłam średniego grapefruita i sporą gałązkę winogron. Wszystko wedle preferencji, a wykonanie jest banalnie proste:

1. Sałatę kroimy i wrzucamy do miski.

2. Grapefruita kroimy na ósemki, pozbywamy się skórki i powstałe cząstki kroimy na plasterki,dorzucamy do miski.

3. Winogrona kroimy na połówki, wyjmujemy pestki również dodajemy do miski.

4. Przygotowujemy sos. Mieszamy pół na pół majonez z jogurtem. Na każdą łyżkę majonezu dokładamy łyżeczkę musztardy dijon, dokładnie mieszamy. Dodajemy skórkę otartą z cytryny. Dokładnie mieszamy. Sos powinien być koloru bladożółtego, powinien być gęsty, nie lejący się. Po spróbowaniu powinna być wyraźnie wyczuwalna cytryna oraz ostrość sosu. Pikanteria będzie przełamana owocami, zobaczycie;)

5. Gotową sałatę posypujemy garścią posiekanych orzechów oraz polewamy sosem.



Parę wskazówek:

Sałatkę można podawać warstwowo, lub można podawać już wymieszaną. Naprawdę panuje dowolność w tym temacie. Najczęściej podaję warstwowo, aby każdemu trafił się na talerzu i grapefruit i winogrono;)

Jeśli macie ochotę i czas możecie również podawać sałatkę z podsmażoną piersią kurczaka pociętą na kawałki. Będzie wtedy bardziej treściwa. Pamiętajcie tylko, aby mięso było ostygnięte zanim dodacie je do sałaty.

Cytrynę do sosu wcierajcie tuż przed podaniem. Sos z cytryna nie wytrzymuje całej nocy w lodówce, więc jeśli chcielibyście zrobić tą sałatkę np. na przyjazd gości przygotujcie wszystkie składniki wcześniej. Pokrójcie sałatę, winogrona, grapefruita przetrzymajcie w lodówce. Nic się z nimi nie stanie. Sos też możecie zrobić wcześniej, ale cytrynę dodajcie na moment przed podaniem. Starcie skórki z cytryny zajmuje dosłownie moment, ale omijacie ryzyko kompletnej klapy. starta skórka z cytryny gorzknieje, a pamiętajcie, że to właśnie ten sos to klucz!

Nigdy też nie polewam gotowej sałatki sosem. Zawsze stawiam miskę z sałatą na stół, a obok niej sos w sosjerce. Każdy sam sobie komponuje sałatkę na talerzu. Albo polewa duża ilością sosu po całej sałacie, albo  polewa obok maczając oddzielne składniki w sosie...

A w ogóle ta sałatka najlepiej smakuje w sezonie grillowym, na tarasie... Wioooooosnoooo! Gdzie jesteś?!
Read More

poniedziałek, 25 lutego 2013

Trzymam kciuki.

Dziś po długiej przerwie spowodowanej wyjazdem, notka jedyna w swoim rodzaju. Nigdy jeszcze takiej nie było i nie przewiduję, żeby w najbliższej przyszłości taka się pojawiła.

Ten wpis to bardziej sentymentalne wspomnienia z gotowania, trzymanie kciuków i nadzieja na chociażby wyróżnienie.

Sporadycznie, od czasu do czasu biorę udział w konkursach. Różnych.
Pamiętam, że pare razy udało mi się coś wygrać. Jeszcze w szkole podstawowej zajęłam pierwsze miejsce w konkursie poetyckim, kiedy to trzeba było napisać wiersz o reklamie, pamiętam jak dziś, konkurs gminny. Ależ byłam dumna, pomimo że nagrodą były do niczego nie nadające się plastikowe rakiety tenisowe. Z równie plastikową piłeczką. Rozleciało się to po pierwszym użyciu.

Drugi raz wygrałam zestaw książek kulinarnych z osobistą dedykacją za przesłanie przepisu na danie wielkanocne. Byłam mega zadowolona, bo to były akurat książki autorstwa bloggerki którą podziwiam w wielu aspektach.

Lubię konkursy, które zmuszają do pewnego wysiłku, rozwinięcia wyobraźni, kreatywności, dodania czegoś od siebie. Dlatego kiedy tylko dowiedziałam się o konkursie Magdy Gessler wiedziałam, że wezmę w nim udział. Zwłaszcza, że nagroda jest, przynajmniej dla mnie, bardzo wartościowa.

I nie będę kokietować, że nie zależy mi na pierwszym miejscu a sam udział przysparza najwięcej radości, bo to będzie kłamstwo. Co prawda udział, gotowanie potraw było naprawdę fajną zabawą, ale gdzieś jest ta mała nutka nadziei na wygraną. Tym bardziej zależy mi, patrząc na nagrodę którą jest lekcja gotowania z Magdą Gessler. Każdy kto bierze udział w konkursie chce wygrać. Patrząc na konkurencję co prawda wizja pierwszego miejsca bardzo mi się oddaliła, niemniej jednak nagradzanych jest 10 miejsc, więc przynajmniej liczę na to, że na któreś się załapię ;)

Dziś jest ostatni dzień konkursu, więc siedzę jak na szpilkach w oczekiwaniu na wyniki. Wedle regulaminu jutro jurorzy wybiorą zwycięzców, a przez kolejne 3 dni zostaną opublikowane wyniki. Trzymam kciuki.

Zadanie nie było łatwe. Z podanych przez organizatorów składników trzeba było skomponować własne, autorskie danie. Można było dobrać dowolne składniki, ale nie można było zrezygnować ze składników podanych w regulaminie. A te tajemnicze składniki to:

-śledź
-chilli
-miód
-orzechy.

I bądź tu człowieku mądry i stwórz jadalne danie...

Nie było ograniczeń co do ilości przesłanych przepisów więc wyprułam się z kreatywności i spłodziłam 4 przepisy.

Dlatego teraz przedstawię je wam, może komuś kiedyś się przydadzą, chociaż ja traktuje je jednorazowo, specjalnie ze względu na konkurs. I pomimo, że były smaczne, w roli testerów wystąpili Mama i Małż, nie przewiduję, żebym je kiedyś powtórzyła;)





Biorąc pod uwagę, że te przepisy są sporządzone głównie z myślą o konkursie odbiegają od całego założenia boga. Dziś nie będzie prosto, nie będzie klasycznie, bez specjalnych narzędzi. Sama musiałam zjeździć pół województwa w poszukiwaniu SUROWEGO śledzia zamiast matiasów... Dlatego wszystkie 4 przepisy zamieszczam dziś w jednej notce. Tak, żeby zająć myśli w oczekiwaniu na wyniki :D
 
ŚLEDŹ FASZEROWANY ORZESZKAMI ZIEMNYMI




Z mięsem jako tako radzę sobie w kuchni. Ryby natomiast zawsze stanowiły dla mnie wyzwanie. Konkurs umożliwił mi zabawę kolorami, teksturami, formami. Nowe wyzwanie, nowa okazja do nauki. Zestawienie kontrastów zaskakuje...

Składniki:
  •     tuszka świeżego surowego śledzia: 1 sztuka
  •     miód: 4 łyżki
  •     marchew: jedna duża lub dwie średnie
  •     sól: szczypta
  •     świeży koperek: gałązka plus łyżka posiekanego koperku
  •     musztarda dijon: 1 łyżeczka
  •     ziemniaki: jeden duży lub dwa średnie
  •     sok z cytryny: z połówki małej cytryny
  •     masło: 3 łyżki
  •     orzeszki ziemne: solidna garść
  •     rozmaryn: łyżeczka posiekanego rozmarynu
  •     papryczka chilli: pół jednej sztuki
  •     pieprz: szczypta

1. Najpierw zajmujemy się zamarynowaniem śledzia. Rybę myjemy, oprószamy solą i pieprzem, odkładamy na deseczce.

2. Do miseczki wlewamy 3 łyżki miodu (ja użyłam wielokwiatowego), jedną łyżeczkę musztardy dijon, dodajemy posiekaną papryczkę chilli bez pestek. Aby w łatwy sposób pozbyć się  pestek należy zrolować papryczkę w rękach, tak jak w przedszkolu rozgrzewało się wałek plasteliny. W ten sposób pestki oddzielą się od papryczki. Odcinamy górę papryczki, tą z zieloną częścią i przez powstały otwór wytrząsamy pestki. Wszystkie składniki marynaty dokładnie mieszamy.

3. Do marynaty wkładamy śledzia, pamiętając aby rozprowadzić marynatę również w środku śledzia. Odstawiamy do lodówki. Przyznam się, że zapomniałam o moim śledziu i zostawiłam go w lodówce na całą noc.

4. Następnego dnia przygotowujemy farsz do śledzia. Rozdrabniamy solidną garść orzeszków ziemnych. Można to zrobić swoim ulubionym, sprawdzonym sposobem, albo tłukąc je młotkiem do mięsa przez ściereczkę, można również posiekać je nożem, albo tak jak ja, użyć specjalnej tarki do orzechów o dużych oczkach.

5. Rozdrobnione orzeszki prażymy na suchej rozgrzanej patelni. Kiedy wyraźnie poczujemy zapach orzeszków dokładamy łyżkę masła, aby cała masa ładnie się połączyła i była zwarta. Teraz niech przestygnie.

6. Kolejny krok to przygotowanie dodatków oraz ugrillowanie śledzia.Dodatki przygotowujemy równolegle, aby wszystkie składniki naszego dania podane były na ciepło.

7. Ugotowane ziemniaki rozbijamy tłuczkiem do ziemniaków. Dodajemy łyżkę masła oraz łyżkę posiekanego koperku. Mieszamy wszystko razem do uzyskania równej, gładkiej konsystencji.

8. Marchewkę kroimy w słupki. Obgotowujemy w lekko osolonej wodzie, tak, aby była jędrna, ale żeby się nie rozpadała. Rozgrzewamy na patelni łyżkę masła, podsmażamy marchewkę. Gdy zacznie nabierać koloru dodajemy łyżkę miodu i obracamy marchewkę, aby całe warzywo pokryło się równą warstwą miodu. Dodajemy sok z cytryny oraz łyżeczkę świeżego posiekanego rozmarynu.

9. Czas nafaszerować śledzia. Do jego środka wkładamy gałązkę świeżego koperku oraz przygotowany farsz z orzeszków ziemnych.

10. Rozgrzewamy patelnię grillową z odrobiną oliwy z oliwek. Grillujemy smarując naszą marynatą.

11. Wszystkie składniki naszego dania - ziemniaki, marchewkę oraz śledzia wykładamy na talerz w dowolnej formie, bawiąc się formami i kolorami.




Przygotowując to danie postawiłam na zabawę kontrastami. Zestawiona jest słodycz miodu z ostrością musztardy i pikantnością papryki, słodkie miodowe marchewki z kwaśną cytryną. Kontrastowe zestawienie tekstur - miękka ryba z chrupiącymi orzeszkami... To były ryzykowne ruchy, ale domownicy zjedli danie ze smakiem, a ja dobrze się bawiłam komponując ze sobą wszystkie składniki i zestawiając kolory.

FILET ZE ŚLEDZIA NA MUSIE Z ORZESZKÓW ZIEMNYCH





Kiedy już zabrałam się za komponowanie potraw konkursowych nowe pomysły co chwila przychodziły mi do głowy. Wciąż było mi mało zabawy, eksperymentowania, zestawiania ze sobą kolorów i kontrastów...



    Składniki:
  •         posiekany świeży koperek: łyżeczka
  •         orzeszki ziemne: solidna garść
  •         jabłko: jedna sztuka
  •         sok z cytryny: parę kropel
  •         surowe żółtko: jedna sztuka
  •         świeży imbir: około 2 cm kawałek
  •         miód: łyżka stołowa
  •         śmietana: 100 g
  •         filet świeżego surowego śledzia: jedna sztuka
  •         sos sojowy: parę kropel
  •         papryczka chilli: pół jednej sztuki

1.Zaczynamy od przygotowania musu orzeszkowego. Solidną garść orzeszków ziemnych rozdrabniamy. Można to zrobić siekając orzeszki nożem, rozbijając tłuczkiem do mięsa przez ściereczkę. Ja użyłam tarki do orzechów o dużych oczkach. Orzeszki prażymy na suchej patelni. Kiedy poczujemy wyraźny orzechowy zapach dokładamy łyżkę masła, mieszamy, aż masło się roztopi. W 100 g śmietany roztrzepujemy jedno żółtko jaja. Solimy i pieprzymy do smaku. Szczypta każdej przyprawy w zupełności wystarczy. Miksturę jajeczno śmietanową dolewamy na patelnię, chwilę mieszamy, aż zgęstnieje, dodajemy świeży koperek.

2. Przygotowujemy teraz jabłka. Obieramy umyty owoc i kroimy na plastry. Najpierw kroimy jabłko na ćwiartki, pozbywamy się gniazda nasiennego i wtedy kroimy na plasterki aby uzyskać ładne księżyce. Rostapiamy na patelni łyżkę masła. Na maśle podsmażamy posiekaną papryczkę chilli bez pestek oraz starty imbir. Masło uzyska dzięki temu piękny kolor. Smażymy jabłka z dwóch stron. Kiedy jabłka zaczną się robić lekko przezroczyste dolewamy łyżkę miodu. Chwilę smażymy i wyłączamy gaz pod patelnią.

3. Filet ze śledzia myjemy, oprószamy solą i pieprzem z dwóch stron. Również z dwóch stron skraplamy filet odrobiną sosu sojowego i paroma kroplami soku z cytryny. Smażymy na patelni, pamiętając, żeby najpierw położyć filet stroną skóry do patelni.

4. Na talerzu wykładamy mus z orzeszków ziemnych, na nim układamy filet ze śledzia przystrojony gałązką koperku, obok układamy jabłka, polane wytworzonym sosem. Gałązka koperku nie jest konieczna,ale danie ładniej wygląda,a jak wiadomo jemy również oczami.



Znów postawiłam na kontrasty. Słony mus z kwaskowatym śledziem,słodkie jabłka z pikanterią papryczki. Do tego kolory!  Żółte jabłka z mocno czerwoną papryką to prawdziwa gra kolorów! A mus...kremowa konsystencja śmietany z zaskakującymi orzeszkami....

ZIELONY ŚLEDŹ




Sos przygotowany specjalnie do tej potrawy okazuje się być tak pyszny, że na pewno wykorzystam go jeszcze kiedyś, np jako dressing do sałaty. Świeży, ziołowo cytrynowy aromat idealnie skomponował się z rybą...

    Składniki:
  •         kawałek ogórka
  •         pistacje: solidna garść
  •         papryczka chilli: jedna łyżeczka posiekanej papryczki
  •         pieprz: szczypta
  •         sos worcestershire: parę kropel
  •         sok z cytryny: 2 łyżki stołowe
  •         rozmaryn: listki oberwane ze sporej gałązki
  •         oliwa z oliwek: 3 łyżki stołowe
  •         sól: szczypta
  •         musztarda rosyjska: jedna łyżeczka
  •         filet surowego świeżego śledzia: jedna sztuka
  •         miód: jedna łyżeczka
  •         koperek: duża gałązka

Przystawka jest ekspresowa. Tak naprawdę najbardziej pracochłonne jest przygotowanie zielonego sosu, więc od niego zaczniemy naszą pracę.

1. Do moździerza wrzucamy koper, sporą gałązkę, dla ułatwienia może być już posiekana. Dodajemy listki z jednej gałązki rozmarynu, sporą garść pistacji obranych z łupinek i w miarę możliwości z brązowej skórki (nie musi być dokładnie każdy orzeszek obrany, ale dobrze będzie jeśli pozbędziemy się nadmiaru brązowych łupinek). Dolewamy 3 łyżki oliwy z oliwek oraz 2 łyżki soku z cytryny. Starannie ucieramy wszystko na masę, ale dobrze będzie jeśli będzie widoczna tekstura całej mikstury. Staramy się rozdrobnić wszystko tak, żeby było w miarę płynne, ale nie całkowicie rozdrobnione. Dokładnie tak, jak widać to na zdjęciu w artykule. Solimy szczyptą soli do smaku.

2.Starannie umytego ogórka kroimy na plastry wzdłuż. Użyłam do tego celu obieraczki do jarzyn, która idealnie wydzieliła równe plastry ogórka.

3. Przygotowujemy sos do ogórków. Ja w tym celu używam specjalnie odstawionego małego słoiczka po musztardzie. Używam go jako shakera, dzięki czemu otrzymuję jednolitą konsystencję sosu. Nie tylko sosu do tego przepisu, ale wszelkich sosów do sałatek. Wystarczy wlać składniki do słoiczka, wstrząsnąć i gotowe. Można sobie również poradzić mieszając sos w miseczce, ale trzeba to zrobić bardzo dokładnie. Do słoiczka wlewamy łyżeczkę miodu, łyżeczkę musztardy rosyjskiej oraz dodajemy łyżeczkę posiekanej papryczki chilli. Zamykamy szczelnie słoiczek i wstrząsamy. Trzęsiemy słoiczkiem tak długo, aż musztarda dokładnie połączy się z miodem. Gotowy sos wylewamy bezpośrednio na ułożone na talerzu ogórki. Został nam do przygotowania już tylko śledź.

4. Filet ze śledzia myjemy. Oprószamy solą i pieprzem, skraplamy sosem worcestershire, który nada dodatkowej pikanterii. Podsmażamy na patelni z odrobiną oliwy z oliwek. Pamiętajmy, że najpierw smażymy rybę od strony skóry.

5. Filet ze śledzia układamy na talerzu obok ogórków. Polewamy sosem, który przygotowaliśmy w moździerzu.




Cała przystawka, okazuje się być wyjątkowo świeża. Kruchy ogórek z pikantną papryką świetnie komponuje się ze śledziem skąpanym w zielonym, orzeźwiającym sosie... Zielono mi i kolorowo! W środku zimy!

GRILLOWANY ŚLEDŹ Z CHRUPIĄCĄ ORZECHOWĄ POSYPKĄ





Chyba nie ma bardziej polskiego dodatku do dań jak ziemniak. Ugotowany w całości, podany razem z masłem, miękki, aromatyczny... Stanowi świetny kontrast do kruchej, chrupiącej posypki...

Składniki:
  •     sos worcestershire: parę kropel
  •     pistacje: garść
  •     sok z cytryny: parę kropel
  •     sól
  •     mały ząbek czosnku: 1 sztuka
  •     filet surowego świeżego śledzia: 2 sztuki
  •     miód: 1 łyżeczka
  •     koperek: posiekana jedna łyżeczka
  •     masło: łyżka
  •     duży ziemniak: 1 sztuka
  •     orzeszki ziemne: garść
  •     papryczka chilli: posiekana połówka
  •     pieprz

1. Ziemniaka dokładnie myjemy i gotujemy w całości w osolonej wodzie. Kiedy będzie w połowie miękki wstawiamy do piekarnika, aby stał się całkowicie miękki, posypujemy solą i zapiekamy w piekarniku nagrzanym do 190 stopni. Dzięki soli skórka będzie chrupiąca, gdyż sól idealnie wyciąga wilgoć.

2. Przygotowujemy masełko do ziemniaka. Do masła dodajemy przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku, posiekany koperek oraz posiekaną papryczkę chilli bez pestek. Dodajemy szczyptę soli i dokładnie mieszamy.

3. Filety ze śledzia myjemy, oprószamy solą i pieprzem. Skraplamy sosem worcestershire oraz paroma kroplami soku z cytryny. Smarujemy równą cieniutką warstwą miodu z dwóch stron. Grillujemy.

4. Na rozgrzanej suchej patelni prażymy rozdrobnione orzeszki ziemne oraz pistacje obrane z łupinek i również rozdrobnione. Kiedy poczujemy wyraźny zapach orzechów nasza posypka jest gotowa.

5. Na talerzu układamy ugrillowane filety śledzia, posypujemy orzeszkami.

6. Ziemniaka kroimy na pół, lub jak w moim przypadku na mniejsze części. Układamy na talerzu.

7. Łyżką formujemy grudkę masełka z papryczką chilli i układamy obok ziemniaka. Każdy kto będzie jadł to danie będzie mógł zdecydować ile masełka zużyje do ziemniaka i ryby.



Zabawa mega. Naprawdę fajne przeżycie taki konkurs,w który wkładasz serce, bo jednak Ci zależy.

Gdyby kogoś zaciekawił konkurs, podaję link tutaj. Już za późno na dodanie nowych przepisów, ale można prześledzić konkurencję albo znaleźć inny konkurs dla siebie. I popijając herbatę nadal nerwowo czekam na wyniki...

Read More

czwartek, 14 lutego 2013

Idealna golonka

Jak już pisałam wcześniej przy walentynkowej propozycji, do której możecie jeszcze wrócić do tego posta, do serca mężczyzny łatwiej trafić mięsem niż czekoladą. A że dziś walentynki....
Małż co chwilę błagalnym tonem prosi o zrobienie golonki. Proszę bardzo.
Za często jej nie robię, gdyż po pierwsze jest to danie okropnie czasochłonne. Nie chodzi o stanie przy garach, bo wysiłku wiele nie trzeba włożyć, żeby zrobić pyszną, miękką golonkę. Chodzi o czas, gotowania, a potem opiekania. Trzeba być w domu, bo wiadomo, nie zostawia się włączonej kuchenki gazowej w momencie kiedy nie ma nas w domu. Sprawa jasna i oczywista. Więc kiedy wiem, że będę miała wystarczająco dużo czasu, który spędzę w domu daję się namówić na przyrządzenie golonki.
Druga sprawa. Myślę, że nie odkryjemy Ameryki stwierdzeniem, że wieprzowina wraz ze skórą i tłuszczem najzdrowsza nie jest. A że oboje z Małżem mamy tendencje do puchnięcia, stąd sporadyczne porywanie się na przyrządzenie golonki.
Ja w ogóle za golonką nie przepadam, podjadam trochę mięsa ze środka, ale Małż twierdzi, że jest w stanie pochłonąć każde ilości.
Nie znam łatwiejszego przygotowania golonki.

Składniki:

  • golonka
  • duża marchew
  • cebula
  • liść laurowy
  • ziele angielskie
  • pieprz
  • sól
  • sos worcestershire (używam zamiennie z sojowym sosem)
  • około szklanki piwa

Przygotowanie:

1. Mięso umyć. Włożyć do dużego garnka, wkroić do niego dużą umytą i obraną marchew, cebulę przekrojoną na pół, zalać wodą w takiej ilości aby przykryła mięso. Do wody dodajemy 3 listki laurowe, parę (4-5) ziaren ziela angielskiego i tyle samo pieprzu w ziarnach, niezmielonego. Możecie też użyć zmielonego, ale kiedy będziecie zbierać szumowiny, które powstaną podczas gotowania jest duże prawdopodobieństwo, że zabierzecie też z wywaru pieprz. Kuleczki pieprzu łatwiej jest ominąć podczas zbierania. A w ogóle umówmy się, jak wybierzecie trochę pieprzu to świat się nie zawali. Wodę solimy. Używamy soli w zależności od wielkości garnka i zawartości wody. Musicie się zdać na własną intuicję. Posólcie tak, jak solicie gar rosołu;)

2. Stawiamy nasz gar na gazie i gotujemy. To nie rosół, nie musi się powoli pyrkotać. Niemniej jednak dobrze byłoby żeby nie był to największy gaz jaki macie.Średni ogień będzie w sam raz.

3. Bierzemy do ręki książkę i czytamy ze 3 rozdziały, albo zajmujemy się innymi domowymi obowiązkami. Co jakiś czas sprawdzamy golonkę, zbieramy szumowiny, czyli takie szaro bure farfocle zbierające się na wierzchu wywaru. Golonka będzie ugotowana kiedy kość zacznie wyraźnie wystawać z mięsa, mięso trochę się obkurczy. Możecie też sprawdzić widelcem jego miękkość. Na pewno zauważycie różnicę między ugotowanym mięsem a surowym.To trwa. Czas gotowania zależy od wielkości golonki. Ja kupiłam około kilogramową, nie pamiętam już dokładnie, to było chyba 1,2 kg, czyli nie największa i gotowałam ją prawie 3 godziny.

Zwróćcie też uwagę na zdjęcia. Surowa golonka ucięta jest w ten sposób, że mięso jest w równej linii z kością. Na zdjęciach poniżej widać wyraźnie, że kość wystaje na jakieś 2-3 cm. To gwarancja, że mięso będzie miękkie i  łatwo będzie odchodzić od kości podczas krojenia.

4. Kiedy golonka jest już ugotowana wyjmujemy ją, przekładamy do naczynia żaroodpornego. W tym momencie polewam golonkę sosem worcestershire, lub sojowym, dzięki czemu golonka nabierze w piekarniku ładnego koloru, bo po wyjęciu z wody jest po prostu blada i nieapetyczna. Możecie użyć też swoich ulubionych przypraw, np. natrzeć ją papryką lub dowolną inną przyprawą, która wam po prostu smakuje:)

5. Piekarnik ustawiamy na 190 stopni. Wstawiłam golonkę do zimnego piekarnika, po to,aby wraz ze wzrostem temperatury tłuszcz, który jeszcze jest w golonce maksymalnie się wytopił. Kiedy skórka zaczyna być przypieczona polewamy golonkę piwem. Przypieczoną skórkę można sprawdzić widelcem. Jeśli ją klepniecie usłyszycie cichy stukot, wyraźnie inny,nić klepnięcie w nieprzypieczoną skórkę. I znów, w zależności od wielkości golonki używamy tyle piwa ile potrzebujemy. Ja zużyłam niecałą szklankę piwa. To spowoduje, że skórka ładnie nam się przypiecze i będzie chrupiąca. Golonka jest gotowa, kiedy nie czuć już zapachu alkoholu po otwarciu piekarnika. Golonki niczym nie przykrywamy! Chcemy mięso przypiec a nie zaparzyć;)





Podając idealny męski zestaw kładziemy na talerzu golonkę, ugotowane ziemniaki, polane z sosem, który wytworzył się podczas pieczenia oraz z odrobiną chrzanu, lub w wersji Małża z musztardą. I oczywiście obowiązkowo z kuflem zimnego piwa.

Wyrazy miłości dla psa z okazji walentynek. Zwłaszcza dla tak dużego psa, jak nasz nowofunland. Gwarancja półgodzinnej zabawyz kością.

Read More

środa, 13 lutego 2013

Pana cotta

Przełamując kolejne obawy przed deserami postanowiłam sięgnąć po kolejną książkę kucharską, którą dostałam w prezencie od Mikołajomamy.
Mama wie, że mam kompletnego fioła na punkcie włoskiej kuchni, więc z tymi przepisami jakoś mi łatwiej przełamywać bariery deserowe.
Na hasło włoski deser większość zapewne ma skojarzenie z tiramisu. Będąc na naszej podróży poślubnej oczywiście zajadaliśmy się włoskimi przysmakami i tiramisu również znalazło się w naszym menu. Ale największe oklaski spośród deserów, achy i ochy zebrała pana cotta. Deser o konsystencji gęstego, stężałego budyniu z musem, najczęściej owocowym. Na samo wspomnienie moje ślinianki zwiększają produkcję.
W książce znajduje się przepis na pana cottę z pieczonymi nektarynkami. I znowu nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie zmodyfikowała.

Składniki: (jak zawsze przy przepisach z książek podaję przepis bez zmian z komentarzami w nawiasach)
  • 300 ml gęstej śmietany
  • 250 ml mleka
  • 1 laska wanilii (jako, że nie byłam w stanie jej namierzyć w żadnym pobliskim sklepie użyłam cukru waniliowego zamiast zwykłego cukru)
  • 55 g cukru (jak wyżej - zamiast zwykłego cukru użyłam cukru waniliowego)
  • 1,5 łyżeczki żelatyny
  • skórka z jednej obranej cytryny (pominęłam w ogóle)
Składniki na karmel: (ten fragment jest ode mnie, podpatrzony u Gordona Ramsaya. A gdzieżby indziej? ;)

  • 3 łyżki stołowe cukru
  • 1 łyżka stołowa masła
  • śmietana (użyłam 18%, ale nie powiem wam dokładnie ile, taki zdrowy chlust, czyli przechylenie pojemnika mniej więcej na 2 sekundy)

Przygotowanie:

1. Wymieszaj śmietanę, mleko, laskę waniliową, cukier, żelatynę i skórkę z cytryny. Podgrzewaj na małym ogniu, aż mikstura stanie się gorąca. Odstaw do wystudzenia. (ja przelałam gorącą miksturę do miseczek)

2. Przecedź mieszankę do dzbanka przez sitko,wyrzuć laskę wanilii. Wlej do 4 foremek o pojemności 1/4 szklanki. Przykryj folią, włóż do lodówki na 6 godzin, lub na noc. (przez to, że nie używałam ani laski wanilii, ani skórki cytrynowej darowałam sobie przelewanie przez sitko. Całą miksturę przelałam bezpośrednio z garnka do mniejszych miseczek, aby masa chłodziła się już w miseczkach a nie w całym garnku)

3. Przygotuj nektarynki (no z oczywistych względów ten krok pomijamy, bo robimy pana cottę z karmelem. Karmel robimy na moment przed podaniem) Zatem: przygotuj karmel, na 15 minut przed wyjęciem deseru z lodówki.(1) Na suchą patelnię wsypujemy cukier, potrząsamy patelnią, aby cukier równą warstwą pokrył dno patelni. Stawiamy na gaz i czekamy, aż cukier się sam rozpuści. Pod żadnym pozorem nie mieszamy. W ogóle tego nie dotykamy, czekamy aż cukier sam pod wpływem temperatury zmieni się w ciecz. Czekamy chwilę aż cukier trochę zbrązowieje i teraz musimy działać bardzo szybko. (2)Do cukru dorzucamy łyżkę masła i energicznie mieszamy. Nie za długo bo cukier ma okropnie wysoką temperaturę, a masło ma niską temperaturę spalania, więc działamy najszybciej jak potrafimy, żeby nie spalić masła, w przeciwnym razie otrzymamy gorzki posmak. (3) Po wymieszaniu mikstury maślano cukrowej wlewamy na patelnię zdrowy chlust śmietany, czyli przechylamy opakowanie ze śmietaną, przytrzymujemy ze 2 sekundy (2 sekundy trwają tyle co wypowiedzenie slow "sto dwadzieścia jeden" dwa razy) mieszamy, chwilę podgrzewamy i wyłączamy palnik pod patelnią. Jeśli wydaje wam się, że karmel jest za gęsty możecie go rozcieńczyć śmietaną. Chwilę musi przestygnąć, ponieważ jest za gorący do zjedzenia, a po drugie stopi nam cały deser;)

4. Odwróć pana cottę spodem do góry. Podawaj z pokrojonymi pieczonymi nektarynkami. (Karmelem :D )

Wskazówka:
Jak wyjąć deser z miseczek? Do dużej miski, bądź garnuszka wlewamy wrzątek. Każdą miseczkę z deserem zanurzamy we wrzątku na 3-4 sekundy. Po tym zabiegu deser praktycznie sam wychodzi z miseczek i można go łatwo ułożyć na talerzyku do góry dnem.





Myślę, że powtórzę ten deser jeszcze nie raz, kiedy tylko zacznie się sezon na owoce. Nie mogę się doczekać wersji z musem truskawkowym, albo malinowym! Tak wyglądała pana cotta, którą jedliśmy w Rzymie:


Była z pysznym sosem truskawkowym. Lato, przyjdź!

A oto książka, z której wzięłam przepis na pana cottę:





Świetna sprawa nie tylko pod względem przepisów znajdujących się w niej, ale też dla osób, które chcą się czegoś dowiedzieć na temat kuchni włoskiej. Opisy regionów i tradycyjnej dla każdego z nich kuchni, opisy produktów i ich wytwarzania, oliwa, makarony, sery, słynne szynki...I tona pomidorów! Pół na pół. Przez pół książki wyobraźnia pracuje, a potem można sięgnąć do przepisu. Nikt nie zapłacił mi za reklamę. Polecam, bo po prostu warte polecenia.


Read More

poniedziałek, 11 lutego 2013

a la cezar

Swojego czasu bardzo często odwiedzałam pewne miejsce, jakim jest popularna sieciówka pizzerii z kapeluszem w logo.
Poza typowymi pozycjami w menu moją uwagę przykuła pewna sałatka, w której zakochałam się bez pamięci. I oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała odtworzyć jej w domu. Takie lokale rządzą się swoimi prawami i tajemniczymi przyprawami w białych torebkach bez nazwy. Co mi tam umieszali, to tylko wtajemniczeni wiedzą, ale grunt, że smakuje.
Taką sałatkę można spokojnie podawać jako oddzielny lekki lunch, przekąskę lub przystawkę. U nas na stole zagościła w sobotę. Z racji międzynarodowego dnia pizzy, poza pizza objadaliśmy się właśnie tą sałatką i typowo włoskim deserem jakim jest pana cotta.
Z racji strachu niektórych domowników przed surowymi jajkami zrobiłam własną wersję sosu,dlatego nazwałam sałatkę a la cezar.




Składniki: (z podanych proporcji przygotowałam 3 porcje sałatki)

  • pół główki rzymskiej sałaty (możecie użyć w sumie dowolnej, byleby była krucha i soczysta, np. sałata lodowa)
  • jedna pierś z kurczaka
  • bagietka
  • garść parmezanu (ja użyłam startej mozzarelli)
  • oliwa z oliwek
  • ocet balsamiczny (sprawdzi się też dowolny ocet, np. winny)
  • sól 
  • pieprz
  • majonez
  • musztarda (użyłam rosyjskiej, ale działa też sarepska)
  • cząber (użyłam suszonego, dostępny na każdej sklepowej półce z przyprawami, świetnie komponuje się z włoskimi daniami, można go użyć do sosu do pizzy, do spaghetti i wielu innych)

Przygotowanie:

1. Kurczaka kroimy na podłużne kawałki. Wzorem podawania tej sałatki w sieciówce po 3 podłużne kawałki na porcję. Oprószamy solą i pieprzem, podsmażamy na patelni z odrobiną oliwy z oliwek. Kiedy się przyrumienią odstawiamy do wystygnięcia. Plastry piersi smażymy krótko, żeby nie wyschły na wiór.

2. Pół główki sałaty rzymskiej kroimy w poprzek na paski układamy po garści pociętych liści na talerzach.

3. Przygotowujemy sos. Ja w tym celu używam małego słoiczka po musztardzie, specjalnie zostawionego do celu mieszania sosów do sałatek. Przydaje się;) Do słoiczka wlewamy 3 łyżki stołowe oliwy z oliwek, 3 łyżki stołowe wody, jedną łyżkę stołową octu, łyżeczkę musztardy, pół łyżeczki majonezu,szczyptę cząbru, zamykamy wieczko i solidnie wstrząsamy, aby wszystkie składniki się połączyły. Polewamy gotowym sosem liście sałaty. Jeśli nie macie zachowanego słoiczka sos przygotujcie w miseczce roztrzepując wszystkie składniki trzepaczką do jajek.

4. Polaną sałatę posypujemy serem - płatkami parmezanu, bądź jak w moim przypadku startą mozzarellą, układamy na sałacie kawałki piersi kurczaka.

5. Bagietkę kroimy pod kątem na kromki, skraplamy oliwą i podsmażamy na patelni, robimy z nich grzanki. Dokładny opis grzanek znajduje się w tym przepisie dokładnie w 8. punkcie.

6. Jeszcze ciepłe grzanki dokładamy na talerze z sałatką.





Wiecie co jest najlepsze? To, że po podliczeniu kosztów wszystkich składników, no nie wliczając prądu, gazu czy innych tego typu tam, wyszło mi, że jedna porcja kosztowała około 3 zł. I do tego wiem, co tam umieszałam;)


Read More

sobota, 9 lutego 2013

Walentynki inaczej


Nie rozumiem za bardzo, dlaczego większość propozycji walentynkowych to głównie słodkości.
Pomimo, że Małż jest wyjątkowym łasuchem, ale mięsem nigdy nie gardzi, postanowiłam wypróbować coś innego. I śmiem twierdzić, że do serca mężczyzny łatwiej trafić mięsem niż czekoladą. Niektórzy twierdzą, że do serca mężczyzny najłatwiej nożem przez klatkę piersiową, ale wolę nie próbować ;)


Trochę poszalałam, używając przypraw niekoniecznie dostępnych w sklepikach osiedlowych, ale jeśli kiedyś będziecie mieli okazję kupić takie wydumki, jak tutaj wymienione, nie wahajcie się, bo można ich użyć do wielu dań, na wiele sposobów, ale o tym na końcu notki;)

Składniki:
  • mięso wieprzowe (ja użyłam szynki)
  • papryczka chilli
  • sos worcestershire
  • ocet balsamiczny
  • olej rzepakowy
  • czosnek
  • sól i pieprz do smaku
  • szklanka piwa

Przygotowanie:

1. Najpierw przygotowujemy marynatę. Mięso oprószamy solą i pieprzem. Do dużej miski wlewamy olej, ocet balsamiczny, sos worcestershire, mieszamy trzepaczką do jajek do uzyskania gładkiej konsystencji, żeby nie było widać ze ocet oddziela się od oleju. Do wymieszanej masy dokładamy posiekaną papryczkę chilli. Nieobrany ząbek czosnku zgniatamy  nożem i wrzucamy do marynaty. Wkładamy mięso do marynaty i odstawiamy do lodówki na minimum 3 godziny, najlepiej na całą noc. Miałam naprawdę duży kawałek szynki, ważący 1,7 kg. Na taką ilość mięsa użyłam pół szklanki oleju, 3 łyżki stołowe octu balsamicznego, łyżkę stołową sosu worcestershire.

2. Kiedy mięso będzie już zamarynowane przystępujemy do duszenia. Mięso wyjmujemy z marynaty podsmażamy na patelni z każdej strony, aby zamknąć w nim wszystkie soki. Wkładamy do naczynia żaroodpornego, albo do brytfanny, polewamy resztą marynaty, przykrywamy i dusimy pod przykryciem w piekarniku nagrzanym do 190 stopni. Duszenie będzie długo trwało. W moim przypadku 1,7 kg mięsa zajęło mi to 3 godziny. Mięso musi być mięciutkie i powinno się rozpadać, będzie wam łatwiej je porwać. Na godzinę przed końcem polałam mięso szklanką piwa.

3. Gotową szynkę pokroiłam na plastry i widelcem porozdzielałam włókna, porwałam, dzięki czemu cała potrawka miała kształt taki, jak na zdjęciach.

Tak przygotowaną wieprzowinę, wymieszaną razem z sosem, który powstał podczas duszenia można podawać jako oddzielne danie. My zjedliśmy z ziemniakami, ugniecionymi z masełkiem i odrobiną szczypiorku. Pomimo dodania pikantnych przypraw samo mięso nie jest bardzo pikantne. Można wyczuć nutkę ostrości, niemniej jednak nie wypala kubków smakowych i przełyku.



Wracając do walentynek. W tym roku wypadają w tygodniu, dokładnie w czwartek, dlatego proponuję, by swojej drugiej połówce zrobić porządny lunch. Typowa mięsna kanapka.


Bagietkę podsmażyłam na patelni grillowej w tradycyjny sposób - skraplając oliwą z oliwek i grillując z jednej strony. Poszatkowałam kapustę pekińską, na niej ułożyłam plastry pomidora, a na pomidorze warstwę porwanej widelcem wieprzowiny. Dodałam odrobinę szczypiorku, możecie również dodać wasz ulubiony sos, na przykład sos chilli. Wieprzowinę dodałam do kanapki, kiedy już była ostygnięta.



Parę uwag i wskazówek:

1. Papryczka chilli będzie mniej pikantna jeśli pozbędziecie się pestek. Aby łatwo usunąć pestki z papryczki należy ja zrolować w rękach, tak jak rozgrzewa się kawałek plasteliny - to poruszy pestki. Następnie Odcinamy górę papryczki, z zieloną częścią i wytrząsamy przez powstały otwór pestki. Papryczkę kroimy wzdłuż na ćwiartki i siekamy. To najłatwiejszy sposób.

2. Sos worcestershire. Jest lekko pikantny, koloru ciemnego sosu sojowego. Butelkę 150 ml kupiłam w popularnej sieci marketów- dużo, tanio- za niecałe 10 zł. Jeśli będziecie mieli kiedyś możliwość kupcie go. Możecie później użyć go do różnego rodzaju marynat do mięs, przyprawić nim steki, świetnie też sprawdza się przy przygotowaniu spaghetti, do skropienia sałatek.

3. Ocet balsamiczny. Ma ciemny kolor. Sprawdza się w marynatach do mięs, do skropienia sałatek. Zwykła caprese, czyli popularna przystawka z pomidorów mozzarelli i bazylii ma bogatszy smak skropiona oliwą z oliwek i odrobiną octu balsamicznego. Jak poszukacie nie będziecie mieli problemu z kupieniem go. Ja swój przywiozłam z Włoch z podróży poślubnej. Uważajcie na podróbki, oryginalny jest drogi.

4. Pół szklanki oleju?! Może brzmi absurdalnie, ale szynka jest chudym mięsem. Co jak co, ale gorsze od przypalonego mięsa jest suche, wiórowate mięso.

Read More

czwartek, 7 lutego 2013

Pierwszy raz

Przychodzi taki dzień, kiedy coś w kuchni robimy pierwszy raz.
W tym roku zamiast kupić pączki postanowiłam zrobić je sama. Pomimo, że słodkości to moja słaba strona, nie umiem sama ich wymyślać, postanowiłam się nie poddawać i spróbować. Na zrobieniu tych pączków zależało mi tak bardzo, że moja biedna babcia zmuszona była do stałych konsultacji telefonicznych w celu upewnienia mnie, że przepis nie kłamie. Opłaciło się. Przepis jest genialny, pomimo, że zrobienie tych tradycyjnych słodkości jest bardzo czasochłonne. Przede wszystkim,co chwilę trzeba przerywać pracę aby dać ciastu a później wykrojonym pączkom czas na wyrośnięcie. Akurat tutaj cierpliwość popłaca. Pączki wyrosły i pomimo, że może nie wszystkie są takiej samej wielkości, nie każdy jest idealnie okrąglutki, tak cieszą o wiele bardziej niż kupione w sklepie czy cukierni. Przepis pochodzi z książki "Ciasta na każdą okazję", którą dostałam z okazji urodzin od Małża. Myślę, że Małż wie, że nie umiem piec, bo rzadko to robię, a Małż jest wyjątkowym łasuchem. Więc ta książka to chyba takie "masz i ucz się. Piecz kobieto!" No więc upiekłam.



Składniki: (podaję składniki w proporcjach oryginalnych,z książki. Ja zużyłam połowę składników, co wystarczyło mi na 18 pączków)

  • 2 szklanki mleka
  • 100 g świeżych drożdzy
  • 100 g cukru
  • 1 kg mąki tortowej
  • 100 ml rumu (nie miałam rumu, ale mąż jest fanem Jacka Danielsa, który zawsze stoi u nas w barku. Działa.)
  • 6-8 żółtek
  • szczypta soli
  • 100 g masła
  • 1/2 laski wanilii (ja zrezygnowałam)
  • kilka kropel aromatu rumowego  (nie za bardzo rozumiem po co aromat rumowy kiedy dodaje się do ciasta rum. Użyłam aromatu migdałowego)
  • skórka otarta z 1 pomarańczy (ja pominęłam)
  • cukier puder do posypania (ja z cukru pudru zrobiłam lukier, ale o tym w przepisie)
  • konfitura do nadzienia
  • 1-1,5 kg smalcu lub smalcu wymieszanego z olejem rzepakowym w proporcjach 2:1 (po konsultacjach z babcią dowiedziałam się, że babcia używa dokładnie tych samych proporcji ale odwrotnie. Większa jest część oleju niż smalcu. Kierując się nie wiem czym użyłam 800 g smalcu i 400 g oleju czyli proporcji z książki. Usmażyło się.)

Przygotowanie: (przepisuję z książki, razem z moimi komentarzami w nawiasach)

1. Mleko podgrzewamy do 36 stopni (hahahahahahahahaha) dodajemy drożdże, łyżkę cukru 3 łyżki mąki i mieszamy. Pozostawiamy do wyrośnięcia. (Akurat ostatnio kupiłam termometr do potraw, więc nie miałam z tym problemu, ale zawsze tego typu wskazówki powodują lekki uśmiech na mojej twarzy. Chodzi generalnie o to, żeby mleko było ciepłe co spowoduje szybsze wyrastanie zaczynu,wyższa temperatura po prostu drożdże zabije. Mleko po prostu powinno być przyjemnie letnie, absolutnie nie może parzyć. Mój zaczyn podwoił swoją objętość)

2. Dodajemy resztę mąki, cukier, rum, żółtka, sól i wyrabiamy ciasto. (Tu trochę trzeba się z ciastem pomęczyć aż zacznie odchodzić od ręki. Nie dosypujcie mąki, pomimo, że w tym momencie taki ruch naprawdę korci, ale jeśli ulegniecie pokusie dosypania mąki pączki nie wyjdą wam super puszyste i miękkie, tylko wyjdą wam twarde gluty. Po prostu gnioty. Ja jedynie oprószyłam blat i wałek mąką bo inaczej nie dałoby się ich rozwałkować. Lekko oprószyłam. Naprawdę lekko.).

3. Wlewamy stopione i wystudzone masło, dodajemy aromat, ziarenka wydrążone z laski wanilii, skórkę pomarańczy i wyrabiamy przez 5 minut. (Jak już pisałam przy wymienianiu składników pominęłam wanilię i skórkę z pomarańczy).

4. Ciasto odstawiamy na 45 minut do wyrośnięcia. (kolejny raz - do podwojenia objętości)

5. Rozwałkowujemy lekko na stolnicy i wykrawamy szklanką krążki. Kolejno kładziemy je na dłoni, na środek każdego nakładamy pół łyżeczki konfitury i zlepiamy tak, by równą warstwą otulał nadzienie tworząc bułeczkę. (Ułatwmy sobie. Wykrójcie krążki szklanką, ułóżcie na blacie, na czystej ściereczce i pozwólcie im wyrosnąć. Nadziać można je później już po usmażeniu)

6. Uformowane pączki przykrywamy ściereczką i pozostawiamy do wyrośnięcia. (pisałam już o podwojeniu objętości?)

7. Smażymy w gorącym tłuszczu na złoty kolor (chyba przesadziłam z tym złotym kolorem, co widać na zdjęciach, ale pierwszy próbny "złoty" kolor po przekrojeniu był niedosmażony) Wystudzone posypujemy cukrem pudrem.

Darowałam sobie cukier puder, bo według moich prywatnych kryteriów prawdziwy pączek jest z lukrem. Lukier robi się bardzo prosto. Na te 18 pączków zużyłam pół szklanki cukru pudru, który trzeba wymieszać z sokiem z cytryny. Jeśli lukier jest za gęsty trzeba dolać soku, jeśli za rzadki trzeba dosypać cukru pudru. Musicie się kierować własnymi preferencjami. Ja zużyłam soku z około ćwierci cytryny.

Kolejna uwaga. Jeśli tłuszcz będzie za zimny pączki nasiąkną tłuszczem. Fuj. Jeśli za gorący spalą się z zewnątrz, a w środku będą niedopieczone. Porada skonsultowana z babcią: temperaturę tłuszczu sprawdzajcie za pomocą skórki do chleba. Jeśli skwierczy i normalnie się smaży to znaczy ze temperatura jest odpowiednia.






A tak wygląda książka z której korzystałam:
Babcia powiedziała, że pączki są udane jeśli widać jasną obręcz w połowie pączka. Ja wam mówię, że najlepszym dowodem na to, że te pączki wyszły jest fakt, ze moja mama, która nigdy nie jada ciast (jedyny wyjątek to mój tort weselny-mam dowody na filmie) zjadła 5, słownie pięć pączków! Sama sobie składam gratulacje!
Read More

wtorek, 5 lutego 2013

Na podwieczorek

Uwaga.Dzisiejszy wpis traktujemy lekko z przymrużonym okiem, włączając gdzie trzeba odbiór ironii, wyłączając owy odbiór również w odpowiednim miejscu;)

Na wstępie chciałam Wam wszystkim bardzo mocno podziękować za komentarze pod ostatnią notką! O to chodzi! Kuchnia, to nie tylko sama czynność gotowania. Trzeba dyskutować o jedzeniu, przyprawach i ich zastosowaniu, być otwartym, gotowym do nowych inspiracji, smaków, należy wymieniać się doświadczeniami, uczyć się od siebie nawzajem i...dalej gotować, gotować i jeszcze raz gotować! Cieszę się, że skłoniła Was do dyskusji pospolita wegeta! :)

Dziś mam dla Was propozycje na podwieczorek. Krucha sałata, słodka kukurydza, kwaśny ogórek dla kontrastu i aromatyczny sos czosnkowy w połączeniu z chrupiącymi, ciepłymi grzankami! Do dzieła.



Składniki:

  • kapusta pekińska
  • puszka kukurydzy
  • 2 sporej wielkości ogórki konserwowe
  • średniej wielkości cebula
  • 2 łyżki majonezu
  • śmietana lub jogurt naturalny
  • średniej wielkości ząbek czosnku
  • pierś z kurczaka bez skóry
  • gotowa mieszanka przyprawy "gyros"
  • olej do smażenia
  • bagietka do przygotowania grzanek

Przygotowanie:

1. Najpierw zajmujemy się piersią z kurczaka, którą będziemy smażyć. Do sałatki podajemy kurczaka o temperaturze pokojowej, dlatego zajmujemy się nią w pierwszej kolejności, aby miała czas na wystygnięcie.

2. Mięso dokładnie myjemy, kroimy w kostkę, oprószamy mieszanką przypraw "gyros" i smażymy na rozgrzanej patelni z odrobiną oleju. Pierś z kurczaka nie potrzebuje długiej obróbki cieplnej, jeśli ją przesmażycie będzie sucha, wiórowata i niesmaczna.

2.2 Wersja dla ambitnych. Pierś myjemy. Siekamy drobno garść kolendry, siekamy jedną papryczkę chilli, garść tymianku, rozmarynu oraz oregano, wrzucamy wszystko do moździerza. Do moździerza dodajemy też kilka ziaren gorczycy, szczyptę słodkiej papryki, kilka ziaren cukru, ząbek czosnku, posiekaną drobno małą cebulkę. Doprawiamy odrobiną soli i pieprzu i dokładnie ucieramy w moździerzu. Gotową masą nacieramy piersi z kurczaka a następnie kroimy go na kawałki i smażymy na rozgrzanym oleju.

3. Odstawiamy usmażonego kurczaka do wystygnięcia.

4. Szatkujemy kapustę pekińską (kapusta pekińska i sałata lodowa to jedyne rodzaje ze tak powiem "sałat" które nie boją się noża. Jeśli zechcecie przygotować sałatkę z innego rodzaju sałaty, macie jakiś ulubiony rodzaj, nie krępujcie się, ale liście rozrywajcie palcami, nie krójcie nożem. Taki ruch, zapobiegnie brzydkiemu wyglądowi sałaty a jak wiadomo, jemy również oczami)

5. Odcedzamy kukurydzę, cebulę kroimy w bardzo drobną kostkę (dodajemy do sałatki surową cebulę i rozmiar kostki naprawdę ma znaczenie - im drobniej posiekana, tym lepiej,ale też z kolei nie popadajmy w skrajność i nie zróbmy z niej puree), ogórka również kroimy w bardzo drobną kostkę.

6. Z 2 łyżek majonezu przygotowujemy sos czosnkowy. Rozcieńczamy majonez śmietanką, lub jogurtem naturalnym, pamiętając o tym, żeby sos nie był za rzadki. Ma mieć konsystencję gęstej śmietany. Wciskamy ząbek czosnku i mieszamy.

7.  Kiedy mamy już przygotowane wszystkie składniki, a podsmażona pierś z kurczaka ostygła układamy naszą sałatkę warstwowo w  misce: warstwa sałaty, posiekana cebula, pokrojony w drobną kostkę ogórek, kukurydza, sos czosnkowy, kurczak, warstwa sałaty.



8. Zostały nam jeszcze tosty. Bagietkę kroimy pod kątem. skraplamy oliwą, lub jeśli nie macie olejem,ale delikatnie, żeby tosty nie wyszły tłuste i kładziemy na rozgrzaną patelnię grillową. Jeśli nie macie patelni grillowej równie dobrze sprawdzi się zwykła patelnia, nie otrzymacie jedynie charakterystycznych pasków na powierzchni. Tosty opiekamy z dwóch stron. Drugą stronę grzanki skraplamy oliwą tuż przed przewróceniem na drugą stronę. Aby nadać grzankom niecodziennego wymiaru możecie użyć oliwy smakowej - np ziołowej, lub też natrzeć kromki przekrojonym na pół ząbkiem czosnku.





Sałatka jest super propozycją na podwieczorek, jak również dobrze się sprawdza zapakowana w pojemnik jako lekki lunch w pracy. (Proponuję wtedy wersję bez czosnku, albo chociaż mniejsze jego użycie).
Read More
Obsługiwane przez usługę Blogger.

© MorrineLand, AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena