czwartek, 31 stycznia 2013

Prosty duszony kurczak

Dziś po raz kolejny składam hołd Gordonowi.

W jednym z ostatnich odcinków "Kursu gotowania" Gordon pokazał przepis na duszone żeberka wołowe. Po pierwsze najpopularniejsze żeberka u nas to żeberka wieprzowe, których po prostu nie znoszę, po drugie nawet nie wiem gdzie kupuje się żeberka wołowe.... A jako, że udusić można każde mięso, to pierwsze lepsze jakie znalazłam w domowej zamrażarce to udka z kurczaka.

Jak już pisałam przy kurczaku w cytrynie to wyjątkowo proste w obsłudze mięso. Bałam  się trochę, przypraw. Porównywanie wołowiny i kurczaka nie ma sensu. Każde ma inny smak, każde inaczej się przygotowuje, z innym czasem, przyprawami... W każdym razie obawy nie miały najmniejszego sensu. Padre który nie lubi mocno przyprawionego mięsa stwierdził, że to rewelacyjny sposób przygotowania kurczaka, bo czuć smak samego mięsa jak i przypraw więc wszystko jest super zrównoważone. I o to chodziło.



Ale żeby nie było kompletnej odtwórczości trzeba było pobawić się marchewką, żeby przygotować ją trochę inaczej niż zazwyczaj...

Składniki:

  • udka z kurczaka (użyłam jedną tackę udek, jakieś 9 sztuk)
  • główka czosnku
  • łyżka koncentratu pomidorowego
  • lampka wina
  • bulion (moje szczęście, że niedawno robiłam rosół)
  • sól
  • pieprz

Przygotowanie:

1. Brytfannę w której będziemy dusić kurczaka stawiamy na gaz i rozgrzewamy. Przez ten czas kurczaka oprószamy solą i pieprzem, kładziemy na brytfannę i smażymy z każdej strony co jakiś czas obracając mięso. UWAGA. Do takiej czynności wybierzcie brytfannę metalową, bądź dużą patelnię z metalową rączką. Smażąc na tej brytfannie będziemy ją potem przenosić do piekarnika. Patelnia z plastikową rączką odpada, bo nie trudno wyobrazić sobie co się stanie z rączką w piekarniku. Natomiast naczynie żaroodporne, pomimo swej żaroodporności może nie wytrzymać próby gazowej. Nigdy nie przyszło mi do głowy stawiać naczynie żaroodporne na gaz, ale coś mi intuicja podpowiada, że to nie najlepszy pomysł...

2. Główkę czosnku kroimy na pół w poprzek, nie obieramy z łupin, smażymy obok kurczaka. Wszystkie czynności wykonujemy w jednej brytfannie. Czosnek ma się podsmażyć ale uważajcie żeby nie zrobił się za ciemny, bo nada nieprzyjemny gorzki smak całej potrawie.

3. Łyżkę koncentratu pomidorowego podsmażamy obok kurczaka. Teraz całość podlewamy lampką wina i redukujemy,czyli smażymy tak długo, aż wino zmniejszy swoją objętość.

4. Teraz podlewamy całą potrawę bulionem, mniej więcej na 2 cm od dna brytfanny. Zagotowujemy.

5. Całą brytfannę przykrywamy folią aluminiową,wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 180-190 stopni i dusimy. Przez godzinę.

6. Po godzinie duszenia zdjęłam folię i wstawiłam jeszcze kurczaka do piekarnika, żeby skórka była chrupiąca.

7. Czekając na chrupiącą skórkę przygotowałam marchewkę:



Składniki:
  • 4 duże marchewki
  • łyżeczka suszonego rozmarynu
  • kilka kropel soku z cytryny
  • odrobina soli
  • łyżka miodu
  • łyżka masła

Przygotowanie:

1. Marchewkę obieramy, kroimy w ćwiartki. Gotujemy przez krótki czas, jakieś 7-8 minut. Moje kawałki były cienkie, dlatego tyle czasu wystarczyło. Sprawdźcie miękkość waszej marchewki wbijając w nią widelec. Marchewka nie może być kompletnie twarda, ale też nie może mieć konsystencji masła. Powinna być taka al dente. Zmięknie jeszcze na patelni.

2. Na rozgrzaną patelnię wrzucamy łyżeczkę rozmarynu i podgrzewamy do momentu poczucia wyraźnego zapachu przyprawy.

3. Teraz dodajemy łyżkę masła. Aby się nie przypalało dodajcie odrobinę oleju, zwykłego oleju rzepakowego. Parę kropel wystarczy.

4. Na tłuszcz wrzucamy obgotowaną marchewkę, chwilę smażymy. Jeśli robicie przepis na marchewkę równolegle z kurczakiem polecam sprawdzić właśnie teraz jego stan w piekarniku. Jeśli uważacie że już mu wystarczy wystawcie brytfannę i dajcie mu chwilkę jeszcze odpocząć,zaraz do niego wrócimy.

5. Po krótkim podsmażeniu marchewki skraplamy ją sokiem z cytryny, wszystko zależy od ilości marchewki na patelni. Ja na duże 4 marchewki nie zużyłam więcej niż łyżkę soku.

6. Dodajemy teraz łyżkę miodu. Nie musi być płynny. Za moment pod wpływem temperatury sam się rozpuści. Mieszamy tak, aby każda marchewka obtoczona była w miodzie. I jeszcze chwilę podsmażamy i gotowe. Musicie uważać, bo miód potrafi być na tyle perfidny, że bardzo szybko potrafi się spalić. On tylko czeka aż odwrócicie głowę od patelni, żeby zmienić kolor na czarny. Gotowe. Wracamy do kurczaka.


8. Kurczaka wykładamy na talerz.

9. Czosnek wyławiamy z sosu i przecieramy przez sitko do brytfanny. Mieszamy. Gotowym sosem polewamy kurczaka. Koniec. Gotowe.



Oczywiście możecie podawać kurczaka z dowolnymi dodatkami. Z ryżem, ziemniakami, zróbcie to na co macie ochotę.

Parę rzeczy na które trzeba uważać:
1. Podsmażanie czosnku.
2. Brytfanna. Podgrzewając ją na gazie cała robi się pioruńsko gorąca,używajcie rękawiczek,żeby uniknąć poparzeń.
3. Marchewka na patelni wygląda ślicznie. Ale dla dobra waszych języków powstrzymajcie się od próbowania i podjadania prosto z patelni. Rozgrzany miód naprawdę parzy i wierzcie mi, nie chcecie tego sprawdzać przez doświadczenie. Poparzenia spowodowane klejącą się (bo przecież słodką) potwornie rozgrzaną substancją nie należą do przyjemności.
4. Rozmaryn na patelni, nie przypalcie, bo nie da dobrego posmaku.
Read More

środa, 30 stycznia 2013

Zapiekanka

Jestem totalną fanką Gordona Ramsaya. Chłonę jego programy nałogowo je oglądając. Uwielbiam sposób poruszania się w kuchni, warsztat i to jak opowiada o jedzeniu. "It's absolutely fantastic!". Polecam gorąco i serdecznie!

Kiedyś, w którymś programie przygotowywał zapiekankę pasterską. Użył do niej mielonej jagnięciny o ile dobrze pamiętam, więc od razu zniechęciłam się do wykonania oryginalnego przepisu. Dlatego postanowiłam "ugwazdać" coś na podobieństwo. Dlatego z czystego szacunku nie nazwę tego dania zapiekanką pasterską. Ani nawet zapiekanką a la pasterską.




Składniki:

  • 500 g mielonego mięsa (ja używam mielonej wołowiny)
  • 2 średniej wielkości marchewki
  • 2 gałązki selera naciowego
  • 2 małe cebule lub jedna duża
  • łyżeczka koncentratu pomidorowego
  • lampka czerwonego wina
  • sos sojowy
  • starty parmezan (lub jeśli nie macie dobrze sprawdza się starty żółty ser. polecam jednak parmezan, bo daje zupełnie inny efekt niż zwykły ser)
  • parę kropel octu balsamicznego (opcjonalnie)
  • 4 duże ziemniaki
  • jajko
  • śmietana
  • spory ząbek czosnku
  • sól
  • pieprz
  • tymianek
  • parę gałązek świeżej natki pietruszki


Przygotowanie:

1. Ziemniaki obieramy i kroimy na małe kawałki dzięki czemu szybciej się ugotują. Zalewamy zimną wodą i gotujemy do miękkości. Czas gotowania ziemniaków akurat pozwoli nam przygotować mięso.

2. Marchew, cebulę obieramy, wrzucamy razem z selerem naciowym do blendera i siekamy. Jeśli nie macie blendera użyjcie tarki do jarzyn o drobnych oczkach.

3. Posiekane warzywa smażymy na rozgrzanej oliwie aż ich kolor trochę zblednie, zrobi się bardziej żółty.

4. Kiedy warzywa osiągną ten kolor wrzucamy na patelnię mięso, skraplamy sosem sojowym i octem balsamicznym, oprószamy pieprzem i dokładnie smażymy mieszając. Sos sojowy i ocet balsamiczny jest opcjonalny. Płyny te dają ładny ciemny kolor, ale bez tych dodatków zapiekanka jest równie smaczna.

5. Kiedy mięso jest podsmażone wlewamy na patelnię wino i smażymy wszystko razem do momentu kiedy wino zmniejszy swoją objętość przynajmniej o połowę.

6. Teraz dodajemy łyżeczkę koncentratu pomidorowego i dokładnie mieszamy. Doprawiamy masę warzywno mięsną przeciśniętym przez praskę ząbkiem czosnku, tymiankiem, solą oraz posiekaną natką pietruszki, dokładnie mieszamy i przekładamy do naczynia żaroodpornego i układamy łyżką w taki sposób aby uzyskać gładką powierzchnię. Za moment, będziemy na mięso wykładać ziemniaki. 

7. Przyszedł czas na odlanie ziemniaków. Po odlaniu traktujemy je dokładnie tłuczkiem do ziemniaków dolewając tyle śmietany, aby ziemniaki uzyskały konsystencję lekkiej, puszystej masy.

8. W miseczce roztrzepujemy jedno jajko widelcem i dolewamy do ziemniaków energicznie mieszając ziemniaki łyżką.

9. Gotową masę ziemniaczaną wykładamy ostrożnie na mięso i wygładzamy powierzchnię. Aby zapiekanka ładnie się prezentowała zrobiłam rowki widelcem. Wierzch zapiekanki posypujemy odrobiną parmezanu lub sera. Jeśli użyjecie tak jak ja parmezanu otrzymacie ciekawą chrupiącą skórkę. Jeśli nie macie parmezanu możecie też użyć zwykłego sera, ale nie otrzymacie takiej powierzchni;)

10. Zapiekankę wstawiamy do rozgrzanego do 190 stopni piekarnika. Ja piekę tą zapiekankę "na oko" do momentu aż wierzch uzyska złoty przypieczony kolor, ale na pewno możecie spokojnie liczyć pół godziny.








Teoria głosi, że natki pietruszki się nie zapieka, nie gotuje, w ogóle nie poddaje się obróbce termicznej, ale od czego w końcu są eksperymenty? W każdym razie pietruszka wnosi odrobinę świeżości i lekkości do potrawy, daje super aromat. Jeśli natomiast uważacie, że obróbka termiczna natki pietruszki to zbrodnia przeciwko żołądkom użyjcie świeżej natki posypując po prostu gotowe danie.
Read More

wtorek, 29 stycznia 2013

Kurczak w cytrynie i rozmarynie

Uwielbiam przyrządzać kurczaka. Bardzo wdzięczne mięso. Delikatne, szybko przechodzi przyprawami, dzięki czemu można wykorzystać niezliczone kombinacje ziół, sosów, warzyw. Przygotowanie nie jest pracochłonne ani czasochłonne.

Najczęściej przygotowuję udka, bo to one cieszą się zawsze największą popularnością. Są najwygodniejsze do jedzenia. Czasem jednak, kiedy mam ochotę go czymś nafaszerować wybieram kurczaka w całości.

Przygotowanie kurczaka w całości jest mega proste, pomimo, że przy pieczeniu musicie zdać się na intuicję. Ciężko jest podać dokładny czas pieczenia, bo kurczaki w całości różnią się wielkością. Postaram się jednak opisać wszystko na tyle dokładnie, żebyście nie mieli z niczym problemu.

Składniki:

  • cały kurczak
  • jedna cytryna w całości
  • suszony rozmaryn
  • sos sojowy
  • odrobina oleju roślinnego.
  • około 250 ml piwa
  • przyprawa warzywna typu vegeta

Przygotowanie:

1. Kurczaka dokładnie myjemy zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz.

2. Mięso pokrywamy cieniutką warstwą oleju. Ja w tym celu używam spryskiwacza,ale poradzicie sobie skraplając mięso i lekko rozprowadzając po nim olej.

3. Mięso nacieramy przyprawą typu vegeta. Pamiętajcie ze to nie ma być panierka z przyprawy. Kurczaka lekko oprószamy przyprawą i rozprowadzamy ręką, tak, żeby przyprawa znajdowała się na całym kurczaku. Pamiętajcie, żeby odrobinę przyprawy rozprowadzić również we wnętrzu kurczaka.

4. Tak samo jak z przyprawa warzywną postępujemy z suszonym rozmarynem. Nacieramy mięso równo z każdej strony.

5. Do środka kurczaka wkładamy naciętą cytrynę. Ja związałam nogi kurczaka bawełnianą nitką żeby lepiej prezentował się w brytfannie. Nie jest to konieczne, gdyż cytryna i tak stamtąd nie ucieknie.Kurczaka wiąże się w przypadku luźnego farszu.

6. Przekładamy kurczaka do brytfanny skraplamy sosem sojowym i wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Pozwalamy mu się przyrumienić.

7. Gdy kurczak osiągnie złoty kolor polewamy go powoli piwem. Alkohol spowoduje, że mięso będzie miękkie, delikatne, z łatwością będzie odchodziło od kości, a skórka będzie chrupiąca. I pieczemy dalej, od czasu do czasu polewając wytworzonym w brytfannie sosem.

8. Kurczak jest gotowy gdy w sosie nie czuć alkoholu. Od momentu polania piwem trzymam kurczaka w piecu mniej więcej 30-40 minut. W tym czasie przygotowuję dodatki - ryż, surówki.












Gotowe. Pyszne. Rozmaryn nadaje lekko leśny aromat, natomiast cytryna przynosi lekki powiew świeżości. No rewelacja. Stawiam zawsze taką brytfannę na stół, żeby każdy odkroił sobie swoją ulubioną część. Wtedy pojawiają się "bitwy" o nóżki. Sos wykorzystujemy do polania ziemniaków lub ryżu, a gdy zostanie, wykorzystuję go na drugi dzień do polania np. klusków kładzionych.
Read More

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Tort urodzinowy

Weekend upłynął mi pod znakiem pieczenia słodkości. Nie ma lepszej okazji do upieczenia tortu niż urodziny. Niby ciasto jak ciasto, można zawsze zrobić sobie torcik, ale pieczony z dużą starannością i z myślą o osobie dla której jest robiony wychodzi idealny i zawsze dobrze smakuje.

Torty ze zwykłego biszkopta nasączanego ponczem i z ciężkim kremem maślanym już trochę mi się przejadły, poza tym to trochę oklepany temat. Stwierdziłam, że w sumie wiele jest ciast, które można po prostu przełożyć kremem, pięknie ozdobić a przybiorą całkiem wdzięczną formę tortu. Dlatego tez tym razem nie robiłam biszkoptu jako bazy.

Tym razem, na osłodę upływających lat, tort zrobiłam dla mojej przyjaciółki. Wiedziałam, że Marta uwielbia czekoladę, stąd szybka decyzja zrobienia czekoladowego ciasta, a dokładnie sięgnęłam po przepis na brownie. Z kolei trochę egoistycznym podejściem wykazałam się robiąc krem. Ja uwielbiam śmietankowe i waniliowe kremy, dlatego też zdecydowałam się na jasny krem.

Marta! Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!

Składniki na ciasto:

  • 200 g mąki pszennej
  • 100 g masła
  • 100 g cukru
  • 3 łyżki miodu
  • 6 jajek
  • 1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 płaska łyżeczka cynamonu
  • 4 krople aromatu migdałowego
  • 2 łyżki ciemnego kakao.
  • 150g czekolady deserowej
  • 200 g posiekanych orzechów laskowych

Przygotowanie:

1. Czekoladę należy rozpuścić z masłem w kąpieli wodnej. Do dużego garnka wlewamy wodę, a na garnek kładziemy miskę, bądź mniejszy garnek. Do małego garnka wsypujemy połamaną na kawałki czekoladę wraz z masłem. Dzięki takiej kąpieli wodnej czekolada się nie przypala a ładnie, równomiernie się roztapia.

2. Oddzielamy żółtka od białek. Białka ubijamy na sztywną pianę, dosypując po trochu połowę cukru (50 g)

3. Żółtka mieszamy z czekoladowo maślaną masą.

4. Do czekoladowej masy dodajemy stopniowo mąkę, kakao, proszek do pieczenia, resztę cukru, miód orzechy sól i cynamon. (ja postanowiłam to wszystko wymieszać mikserem, który odmówił posłuszeństwa ze względu na gęstość masy, to jest naprawdę ciężkie do wymieszania)

5. Masę łączymy delikatnie z pianą z białek.

6. Ciasto przekładamy do formy nasmarowanej tłuszczem. Ja użyłam okrągłej tortownicy o średnicy 17 cm, dzięki czemu uzyskałam dwa okrągłe torciki. Jeden dla Marty, drugi z łakomstwa dla mojej rodziny. W oryginalnym przepisie mowa jest o prostokątnej blaszce o wymiarach 20 x 30 cm.

7. Przepis oryginalny mówi o pieczeniu w 180stopniach w przypadku elektrycznego piekarnika, w przypadku piekarnika z termoobiegiem o 160 stopniach a w przypadku piekarnika gazowego przepis mówi o 2-3 stopniu. W każdym z tych przypadków czas pieczenia to 30 minut. Piekłam zgodnie z przepisem używając piekarnika z termoobiegiem i nie do końca byłam zadowolona z rezultatów. Wiem, że brownie powinno być wilgotne, wręcz sprawia wrażenie niedopieczonego ciasta, ale po pół godzinie ciasto było kompletnie surowe. Proponuje 30-40 minut w temperaturze 190 stopni ;)

8. Kiedy ciasto ostygnie trzeba je przekroić na pół i przełożyć kremem.

Składniki na krem:

  • opakowanie budyniu (ja użyłam śmietankowego ale możecie użyć dowolnego budyniu)
  • 500 ml mleka
  • 3 łyżki mąki pszennej
  • kostka margaryny
  • 3-4 łyżki cukru

Przygotowanie:

Wszystkie składniki muszą być tej samej temperatury, więc pamiętajcie, żeby wcześniej wyjąć margarynę z lodówki, a budyń po przygotowaniu musi ostygnąć! Przesądni niech pamiętają o kręceniu mikserem w jedną stronę. Nieprzesądni, wlewają sobie w ramach toastu lampkę ulubionego wina. Ja kręciłam krem mikserem stacjonarnym, który miesza we wszystkie strony świata, a krem wyszedł. Myth busted.

1. Z 500ml mleka odlewamy pół kubka.

2. W kubku rozprowadzamy budyń wraz z 3 łyżkami mąki pszennej. Trzeba rozmieszać starannie, żeby nie było grudek. Jak z budyniem nie ma żadnego problemu, tak mąka pszenna potrafi być problematyczna.

3. Resztę mleka zagotowujemy z 3-4 łyżkami cukru.

4. Kiedy mleko się zagotowało wlewamy przygotowaną zawartość kubka i mieszamy do momentu otrzymania gęstego budyniu i odstawiamy do ostygnięcia.

5. Całą kostkę margaryny ucieramy mikserem na gładką masę.

6. Stopniowo po jednej łyżce dodajemy do margaryny budyń. Jeśli nie wystudzicie budyniu to po prostu margaryna popłynie i nic nie wyjdzie z puszystego kremu.


Teraz zostało tylko przystrojenie tortu kremem. Przecięłam ciasto na pół. Za pomocą strzykawki do kremu rozprowadziłam równo krem na jednym placku, ułożyłam pocięte na kawałki świeże pomarańcze, aby dodać trochę urozmaicenia do kremu, a cały tort żeby nie był za słodki. Drugą część ciasta również pokryłam warstwą kremu i dopiero składałam razem warstwy. Taki sposób jest znacznie prostszy niż nakładanie kremu nożem i jego równomierne rozprowadzanie.

Również za pomocą strzykawki pokryłam wierzch tortu i jego boki. Krem należy wygładzić i dopiero kiedy cały tort pokryty był warstwą kremu zaczęłam ozdabiać tort wzorami z kremu.









Jak już mówiłam, użyłam tortownicy o średnicy 17 cm. Kremu, którego nie żałowałam, a używałam naprawdę od serca i pełną łyżką, wystarczyło mi na półtora tortu ;)

Po raz kolejny jeszcze raz wszystkiego najlepszego! A dla mnie smacznego, bo jeszcze mam go w lodówce!

Read More

piątek, 25 stycznia 2013

Pizza


Bardzo długo szukałam przepisu na idealne ciasto do pizzy które można przyrządzić w domowych warunkach. Pomijam kwestię pieczenia pizzy w piecu opalanym drewnem, specjalne kamienie do pieczenia... Chodziło mi o znalezienie przepisu, gdzie ciasto nie jest dominujące i nie potrzebne są specjalistyczne sprzęty, a wystarczy sam zwykły piekarnik jaki znajduje się w każdym domu.

Niedoścignionym mistrzem w przygotowywaniu idealnego ciasta do pizzy jest nasz znajomy Tomasz, ale z racji tego że sam opracował przepis do perfekcji strzeże go niczym fast food strzeże swojej panierki z 11 przyprawami i nie chce się nim podzielić. Trzeba było więc trochę podpatrzeć, trochę pokombinować trochę pokrzyżować znane mi przepisy, które dostałam od siostry Małża, pracującej niegdyś w pizzerii. No i wyszło. Cała rodzinka zgodnie stwierdziła, że to chyba najlepszy przepis. Zatem notkę dedykuję Tomaszowi z przesłaniem gorących pozdrowień ;)

Kochana AXI. Przyjedź do nas kiedyś to zrobię taką pizze i tym razem obiecuję, że dodam Ci pieczarki! (Wiadomość dla niewtajemniczonych w pieczarki: kiedyś robiłam pizzę dla naszej czwórki i jako że każdy wybrzydzał z dodatkami "ja bez pieczarek, ja bez papryki, ja bez ciasta" to dzieliłam pizze na 4 i oczywiście pomieszałam dodatki w takich kombinacjach, że skończyło się na tym że każdy coś z niej wydłubywał, a Axi nie dostała pieczarek na swojej pizzy, co wypominała mi bardzo długo)

Ciasto z tego przepisu wychodzi mega cienkie i chrupiące. Chociaż stopień chrupkości zależy od czasu pieczenia, który jest naprawdę krótki, oraz od poziomu rozwałkowania ciasta.

Składniki na ciasto:

  • 250g mąki pszennej
  • 25g drożdży normalnych, nie suchych
  • 125 ml mleka
  • łyżeczka cukru
  • pół łyżeczki suszonego oregano
  • pół łyżeczki soli
  • 2 łyżki oleju roślinnego

Przygotowanie:

1. Do miseczki wkruszamy drożdże i dodajemy do nich cukier. Czekamy, aż drożdże się rozpuszczą, lub pomagamy im rozgniatając je łyżeczką.
2. Do płynnych drożdży dolewamy ciepłe, ale nie gorące mleko, mieszamy (ja wstawiłam porcję mleka na minutę do mikrofalówki). Kiedy zbliżymy do miseczki ucho usłyszymy jak syczą, jakbyśmy rozpuszczali właśnie tabletkę musującą w wodzie, ale dźwięk jest mniej głośny niż odgłos tabletki musującej. To znaczy że drożdże pracują. Jeśli nie słychać syczenia, to znaczy, że coś poszło nie tak. Albo drożdże są wątpliwej świeżości,albo wlaliśmy za gorące mleko i zabiliśmy drożdże.
3. Do dużej miski przesiewamy za pomocą sitka mąkę, dodajemy sól oraz suszone oregano. (oregano podpatrzone u Tomasza. Nie wiem czy on akurat dodaje oregano,ale na pewno jakieś zioła tam są!)
4. Nie czekamy aż rozczyn urośnie, tylko od razu wlewamy rozczyn do przesianej mąki z solą, dodajemy 2 łyżki oleju i zagniatamy ciasto. Jeśli ciasto jest zbyt wilgotne i nie odstaje od ręki dodajemy odrobinę mąki i dalej zagniatamy. Gotowe ciasto ma konsystencję miękkiej plasteliny.
5. Podzieliłam ciasto na 2 części, zapakowałam w oddzielne woreczki śniadaniowe i włożyłam do lodówki. (to jest ta magiczna część podpatrzona u Tomasza. Ja zawsze odstawiałam ciasto do wyrośnięcia co wydaje się absurdem w obliczu przygotowywania cienkiego ciasta.)
6. Kiedy ciasto odpoczywa w lodówce zajmujemy się pokrojeniem naszych ulubionych dodatków do pizzy i sosem.






Składniki na sos:

  • puszka pomidorów
  • jedna gałązka selera naciowego
  • mała cebulka
  • ząbek czosnku
  • bazylia
  • oregano
  • cząber
  • sól
  • pieprz

Przygotowanie:

1. Pomidory wlewamy do miski od blendera - ja używam tej części z nożykami do siekania. Dodajemy sprawioną gałązkę selera, czosnek, małą cebulkę oraz po łyżeczce bazylii, oregano i cząbru.
2. Miksujemy wszystko, to trwa dosłownie chwilkę.
3. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem.

Ja nic więcej z tym sosem nie robię, jest faktycznie rzadki, ale nie przeszkadza mi to w zupełności. Jeśli jednak wolicie bardziej gęsty sos możecie dodać do niego trochę koncentratu pomidorowego.




Jeśli nie macie blendera: pomidory z puszki kupcie w kawałkach, pokrojone, bądź jeśli używacie całych pomidorów rozgnieciecie je bardzo łatwo tłuczkiem do ziemniaków. Seler możecie posiekać w drobne kawałki, lub zetrzeć na tarce o małych oczkach. Czosnek przeciśnijcie przez praskę.

Czy przygotowujecie sos w blenderze, czy ręcznie, nie ma to wpływu na smak sosu, jedynie trochę dłużej wam się zejdzie z przygotowaniami.

Sosu wychodzi bardzo dużo. znacznie więcej niż na posmarowanie 2 pizz. Zużywamy go jako sos do polewania pizzy zamiast ketchupu. Bardzo często robię też sos czosnkowy z tego przepisu na końcu notki.

Jeśli chodzi o seler naciowy. Dostałam wiadomość, że przepis na spaghetti jest niejasny ze względu na użycie selera naciowego. Dlatego też spieszę z wyjaśnieniami.

Tak wygląda seler naciowy:

W supermarketach dostępny jest zapakowany w folię i wygląda on tak:

Bulwa selera, taka, którą dodajemy do rosołu wygląda tak:


 Dostałam też wiadomość, że nie wiecie jak usunąć twarde włókna z gałązek.


Takie ciemniejsze kropki przy brzegach gałązek to właśnie te włókna. Są jadalne,nic się nie stanie jeśli się ichnie wyjmie, ja natomiast zawsze je usuwam, bo niedokładnie mielą się w blenderze i później pływają w sosach i strasznie tego nie lubię. Bardzo łatwo usuwa się je nożykiem.

Jakość, jakby film był nagrywany ołówkiem, ale musiałam skrócić jakość, żeby mój internet sobie poradził ;) W każdym razie to co potrzebne, jest widoczne.

Wracamy do naszej pizzy.

7. Ciasto wyjmujemy z lodówki i rozwałkujemy tak cienko, jakie ciasto chcecie uzyskać. Ja rozwałkowałam naprawdę cieniutko, prawie tak jak tortille pszenne. (kolejna rzecz podpatrzona u Tomasza. Ja zawsze rozciągałam ciasto, a rozwałkowanie jest znacznie lepszym, łatwiejszym pomysłem. Jak to najprostsze rozwiązania najtrudniej przychodzą do głowy...)
8. układamy na blaszce do pieczenia. Nie używałam żadnego papieru, nie smarowałam też niczym blachy i nie miałam żadnego problemu ze zdjęciem pizzy z blachy.
9. Ciasto smarujemy paroma łyżkami sosu, teraz kładziemy ser (ja używam tartej mozzarelli) i kładziemy nasze ulubione dodatki.

Ciasto pieczemy w temperaturze 195 stopni z termoobiegiem przez, uwaga!, 10 minut. Po upływie 5 minut posypujemy wierzch pizzy serem.

Pierwszą pizzę trzymałam w piekarniku 15 minut. Po 10 minutach sypałam serem. Ciasto jednak było jak dla mnie zbyt kruche, chociaż Małżowi to nie przeszkadzało. Druga pizza była w piecu dosłownie 10 minut i to był dokładnie ten efekt jaki chciałam osiągnąć.

Z podanych składników zrobiłam 2 pizze. Jedną z szynką i kukurydzą:






Na drugą pizzę położyłam pokrojony w plastry boczek i cebulę pokrojoną w piórka.



Tak wygląda pizza po upieczeniu. Pierwszą, z kukurydzą trzymałam 15 minut  w piecu:




Jak widać brzegi są przypieczone i chrupiące. Natomiast ta z boczkiem siedziała w piecu 10 minut i brzegi już są znacznie bledsze, ale ciasto nie jest surowe.




Read More
Obsługiwane przez usługę Blogger.

© MorrineLand, AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena