sobota, 5 stycznia 2013

Pasta, pasta!




Uwielbiam makarony. Mogę się nim żywić, zmieniać tylko sosy, kształt i będę szczęśliwa. Nasza podróż poślubna z Małżem do Rzymu była dla nas pod względem kulinarnym istnym rajem! Uwielbiam ten kraj, jedzenie, zapachy, klimat...

Kuzyn Małża, którego z miejsca serdecznie pozdrawiam pokazał mi kiedyś jak zrobić prawdziwe spaghetti. Niewiele z tego pamiętam, bo byłam pod wrażeniem sposobu poruszania się po kuchni, sprawności posługiwania się narzędziami, no jak na prawdziwego kucharza przystało.



Co nieco starałam się odtworzyć później sama w domu, więc nie mam pojęcia na ile jest to poprawne wykonanie klasycznego spaghetti bolognese, grunt że nam smakuje a jego przygotowanie jest naprawdę proste, pomimo, że nie polega na podgrzaniu sosu ze słoika.

Składniki:

  •  2 średniej wielkości marchewki
  • 2 łodygi selera naciowego
  • średniej wielkości cebula
  • jeden duży ząbek czosnku
  • 250 gram mięsa mielonego, najlepiej sprawdza się wołowina
  • przecier pomidorowy
  • lampka czerwonego wina
  • makaron w waszym ulubionym kształcie
  • oliwa z oliwek
  • przyprawy: sól, pieprz, bazylia, oregano (może być suszone, chociaż najlepsze są posiekane świeże zioła)
  • opcjonalnie koncentrat pomidorowy
Przygotowanie:

1. Warzywa - marchewkę, cebulę należy obrać, selera naciowego pozbyć jego twardych włókien i drobno zetrzeć. Ja używam blendera,dokładnie pojemnika z nożykami i drobno siekam, ale tarka do jarzyn o drobnych oczkach również zda egzamin.
2. Warzywa podsmażamy na  rozgrzanej oliwie. Są gotowe kiedy kolor masy trochę zblednie, marchewka zrobi się zółta.
3. Kiedy warzywa są gotowe dorzucamy na tą samą patelnię mięso i smażymy wszystko razem. Jeśli używacie mielonej wołowiny, pamiętajcie żeby nie solić, bo będzie twarda. Z solą poszalejemy póżniej.
4. Kiedy mięso jest już podsmażone wlewamy na patelnię całkiem sporą lampkę czerwonego wina i redukujemy, czyli trzymamy na ogniu do momentu kiedy wino zmniejszy swoją objętość mniej więcej o połowę.
5. Teraz przyszedł czas na pomidory! Wlewamy na patelnię przecier - może być gotowy z kartonu,najlepsze jednak są przetarte świeże pomidory. Zimą jest o nie dosyć ciężko, pomidory w sklepach są jakby "plastikowe" stąd dodawanie przecieru. W lato polecam sparzyć pomidory, zdjąć skórkę i po prostu rozgnieść je praską do ziemniaków i dopiero taką pomidorową pulpę dodać do mięsa i warzyw.
6. Jeśli sos wychodzi wam za rzadki podgrzewajcie go na patelni, po jakimś czasie część wody wyparuje i zrobi się bardziej gęsty. Możecie też zagęścić go koncentratem pomidorowym, ja jednak robię to rzadko.
7. Dopiero teraz doprawiamy sos solą, pieprzem, ziołami do smaku, ja uwielbiam dużą ilość ziół i sypię "na oko" i dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek.
8. Polewamy sosem ugotowany wedle przepisu na opakowaniu makaron.



Voila! Bon appetit! 

My z Małżem wolimy kiedy w sosie jest naprawdę duuuuuużo mięsa, dlatego na podane proporcje używam 500g mięsa a nie 250 tak jak napisałam wyżej;)

Jak nie macie selera naciowego możecie go zastąpić kawałkiem normalnego selera, bulwy. Ale tu musicie już ostrożnie działać. Naciowy seler jest delikatniejszy i subtelniejszy w smaku niż bulwa, więc jeśli używacie zamiennika to naprawdę małego kawałka.




Ja pochłaniam to spaghetti od razu, dziwię się w ogóle, że zdążyłam zrobić mu zdjęcia. Ale jeśli macie trochę więcej cierpliwości niż ja posypcie swoje danie startym serem, najlepiej parmezanem, posiekaną świeżą bazylia...

2 komentarze:

  1. Jak dotąd udawało Ci się zgodnie z zamysłem bloga przemycić przepisy odpowiednie dla kulinarnych kalek. Oceniam jako ekspert. Tutaj jednak się poddaję i zostaję przy "podgrzej słoik". Żeby zrobić to spaghetti trzeba najpierw wiedzieć jak wygląda łodyga selera, by móc ją kupić [pamiętasz jak ostatnio pytałam o przepis na surówkę z selera? Nie kupiłam wtedy za pierwszym podejściem bulwy selera bo w Tesco wisiała pod nią tabliczka z napisem "pietruszka, korzeń"........]. Potem trzeba wiedzieć, że ów łodyga selera ma włókna, oraz że część z nich jest twarda, więc trzeba usunąć - trzeba też pewnie wiedzieć, jak to zrobić. A to tylko jeden seler. Dowaliłaś do pieca :D Ale napewno są kaleki zdolniejsze i ambitniejsze ode mnie! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za wskazówki. Czytając tego posta dochodzę do wniosku, ze potrawa prosta jak budowa cepa została opisana jak podręcznik do fizyki kwantowej.
    Dorzucaj od czasu do czasu komentarze tego typu, bo dzięki temu przychodzą mi do głowy nowe pomysły, jak pisać, żeby było jasne, jakie zdjęcia dodawać, jak tłumaczyć. Jutro napiszę notkę wyjaśniającą. Dlatego jutro, ponieważ potrzebuję w tym celu wyprawy do Tesco - zużyłam już wszelkie zapasy selera ;)

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.

© MorrineLand, AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena